Jak spleść trzy historie w jedną opowieść?
Wierzycie w zbiegi okoliczności?
Ja też nie wierzyłem. Aż do tego wpisu.
XVII wiek
Stanisław, po wielu latach wojażowania po świecie, wraca do Polski.
Jest uroczystość Bożego Ciała.
Mężczyzna idzie do kościoła.
Podchodzi do drzwi.
Naciska klamkę.
Tym samym uruchamia gilotynę, która już niebawem spadnie na jego głowę.
Jednak zanim to nastąpi, na kilka godzin trafia do siódmego nieba.
Rok 1906
Mieczysław ma 30 lat. Jest kompozytorem i zapalonym taternikiem.
Kocha muzykę, ale bez wzajemności. Nie ma szczęścia do krytyków. Każdy na jego miejscu już dawno dałby sobie spokój.
Teraz bierze się za pisanie poematu symfonicznego opowiadającego o historii miłosnej sprzed trzech wieków.
Nie, nie chodzi o słynnych kochanków z Werony, tylko o kogoś z polskiego podwórka. On ma na imię Stanisław, a ona Anna.
Rok 1974
Wojciech jest kompozytorem znanym w branży.
To, czym się zajmuje, dla zwykłego zjadacza chleba oznacza różnego rodzaju piski, zgrzyty i inne bolesne dla ucha dźwięki.
Niestety takie czasy: dekonstrukcja rządzi. A postęp muzyczny wymaga ofiar. Szkoda tylko, że pierwszymi ofiarami tej rewolucji są słuchacze.
XVII wiek
Stanisław wstępuje do kościoła. Jego uwagę zwraca piękna, młoda kobieta. Zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia, a ona w nim.
Parę godzin później mężczyzna wchodzi do swojego domu. Wita się ze wszystkimi i zasiada do obiadu.
Nagle zauważa znajomą twarz. Kobieta, którą poznał w kościele, siedzi przy tym samym stole…
Rok 1909
Mieczysław w końcu trafia do upragnionego raju. Jego koncert w Filharmonii Warszawskiej okazuje się wielkim triumfem.
Po latach upokorzeń w końcu czuje, że nadchodzą nowe, tym razem naprawdę dobre czasy.
Rok 1974
Festiwal Warszawska Jesień. Te trzy słowa wystarczą, by normalny człowiek przełączył telewizor na drugi program.
[w 1974 roku „drugi program” i „program drugi” są synonimami]
Wojciech już wie, że za parę minut ludzie pokochają jego muzykę. A krytycy? Ci będą w szoku.
XVII wiek
Nie on pierwszy i nie on ostatni zakochuje się w niewłaściwej kobiecie. Nie, wybranka Stanisława nie jest mężatką. Zakonnicą też nie.
Jest kimś o wiele gorszym.
Rok 1909
Mieczysław wybiera się samotnie w Tatry. Bierze ze sobą narty i spory zapas optymizmu, który został mu po niedawnym sukcesie kompozytorskim.
Rok 1976
Wojciech jest u szczytu swojej kariery. Jego muzykę znają w Polsce wszyscy. Nawet ci, którzy nie chodzą na koncerty tzw. muzyki poważnej.
Kompozytor jest na szczycie, dlatego nie wyobraża sobie, by można było zajść jeszcze wyżej.
XVII wiek
Stanisław zdaje sobie sprawę, że tylko jeden człowiek może wydać zgodę na ich ślub. Związek z przyrodnią siostrą wymaga podpisu samego papieża.
Przed wyjazdem do Rzymu Stanisław umawia się z Anną, że jeśli sprawy zostaną załatwione pozytywnie – wróci na białym koniu.
A jeśli nie, to na koniu tak czarnym, jak czarna może być najstraszliwsza rozpacz rozdzielająca dwoje zakochanych w sobie ludzi.
Rok 1909
Czy to sprawiedliwe, żeby człowiek, do którego kariera wreszcie zaczęła się przyjaźnie uśmiechać, zginął tak nagle i w taki sposób?
Wiadomość o śmierci Mieczysława spada na wszystkich niczym śnieżna lawina, która zakończyła życie tego 33-letniego kompozytora.
Rok 1976
„Kościelec 1909” – taki tytuł nosi kolejny po „Krzesanym” utwór z góralskiego nurtu twórczości Wojciecha Kilara.
To hołd oddany Mieczysławowi Karłowiczowi, autorowi poematu „Stanisław i Anna Oświecimowie”.
A Kilar?
Za kilkanaście lat zauważy, że wcale nie stoi na szczycie, tylko u podnóża góry z napisem „Hollywood”. Co więcej, zdobędzie ten wierzchołek w pięknym stylu.
XVII wiek
Niemal dwa tysiące kilometrów. Tyle dzieli Stanisława od Anny, kiedy ten dowiaduje się, że będzie mógł zawrzeć legalny związek małżeński z kobietą, za którą oglądają się nawet ślepcy.
Dziś to 2 godziny lotu. Wtedy – to stanowczo za długo. Zwłaszcza dla serca Anny.
Stanisław nie ma czasu do stracenia. Pędzi tak szybko, jak tylko może. Po tak ekstremalnej podróży jego biały koń wygląda jak siedem nieszczęść.
Ale najgorszy okazuje się stan sierści biednego rumaka, która z daleka wygląda jak…
Podobno serce człowieka w stanie wyjątkowego napięcia może ulec śmiertelnej destrukcji.
W krypcie kaplicy Oświecimów znajdującej się w kościele franciszkanów w Krośnie obok siebie leżą dziś dwie trumny.
W każdej z nich spoczywa człowiek z pękniętym sercem.
Rok 2017
Czytam biografię Wojciecha Kilara, człowieka, który napisał utwór na rocznicę śmierci Mieczysława Karłowicza, który z kolei w swoim poemacie muzycznym upamiętnił tragiczne losy Stanisława i Anny Oświecimów.
Czytam biografię i już po kilkunastu stronach wiem już jedno:
chcę być taki jak on, jak Kilar.
Więcej, zdaję sobie sprawę, że w paru punktach już osiągnąłem ten stan. To nie to, o czym w pierwszej chwili pomyśleliście.
Ale to pewnie zbieg okoliczności…
Rok 2023
A jednak nie. 😉
…
Zobacz równie niezwykłe historie:
O pani Kursywie, panu Boldzie i tramwaju, który jeździł własnymi torami
63 komentarze
To nie Kościelec na tym zdjęciu, ale Matterhorn. Ale rozpala wyobraźnię :). Fajny tekst :).
Wiem, ale liczyłem na to, że nikt się nie połapie 😉
Och w „zbiegi okoliczności” wierzymy i to bardzo! Bo jakoś często mamy do czynienia z tymi zbiegami w ostatnim czasie 🙂
Zapachniało w tym komentarzu ucieczką z więzienia :))
Zwykle pobieżnie przeglądam treści na blogach, ale tu przyznam się, że zwolniłem. Podoba mi się forma tej recenzji, ciekawie się to czytało 🙂
Bardzo mi miło 🙂
[chociaż tak właściwie to nie jest recenzja]
Uwielbiam biografie. Śmieję się, kiedy to piszę. Jeszcze kilka lat temu dziwiłam się ludziom, którzy je czytali. No jak to? „Nie mają nic lepszego do roboty? Przecież powieści są o wiele ciekawsze”. No tak…. tylko, że nie napisało ich ŻYCIE. Teraz biografie stały się moim ulubionym gatunkiem. Warto się inspirować ciekawymi ludźmi!
Tak sobie myślę, że nie ma chyba nikogo na świecie, o którym można by było powiedzieć, że jest nieciekawy 🙂
Też się bałem, że wyjdzie z tego kaszanka 🙂
Pierwszy raz miałam okazję, przyjemność! czytać tego typu 'recenzję’. Naprawdę, masz chłopie talent do pisania. Tak jak Konfabuła przeczytałam od deski do deski, a też często zdarza mi się skanować tekst. Brawo! Po książkę sięgnę z prawdziwą przyjemnością.
Bardzo dziękuję! 🙂
[nie wiem za bardzo, co napisać…]
Dawno nie czytałam tak napisanej historii.
Uwielbiam takie historie zawarte w sobie nawzajem. Wolę ten motyw w kinie, gdyż jest bardziej obrazowy, ale literatura też daje radę 🙂
Też bardzo lubię 🙂
Inna sprawa, że w kinie o wiele łatwiej go przedstawić 🙂
Miałam przeczytać i iść spać (a no i zostawić komentarz). Poczułam jednak nieodpartą ochotę usłyszenia o czym piszesz i teraz rozbrzmiewają dźwięki „Kościelca”. Do tego poczytałam już o Mieczysławie Karłowiczu i Stanisławie Oświęcimskim. Boję się co będzie dalej.
Co do Wojciecha Kilara to miałam przyjemność spotkać osobiście. Jak zwykle genialny tekst, ale to już wiesz.
„Kościelec” jest nieco trudny do słuchania, chociaż ma momenty bardzo filmowe, które wywołują „ciary”.
Zazdroszczę spotkania z Kilarem 🙂
Jestem tu po raz kolejny i znowu jestem oczarowana Twoimi umiejętnościami pisarskimi. Czyta się wspaniale, nie sposób przerwać. 🙂
Prawdę mówiąc, dopiero się uczę.
[i jeszcze masa pracy przede mną, bo moim zdaniem tekstom daleko do doskonałości]
Podobno nie ma przypadków 🙂 Świetny tekst!
Dziękuję 🙂
Bezsprzecznie jestem nadal Twoją największą fanką i wchłonełam ten wpis. Masz tak ciekawe pomysły na podejście do tematu, ze jestem zawsze zachwycona. Pozdrawiam 🙂
Bardzo dziękuję 🙂
To na razie tylko wprawki przed czymś większym.
czekam z niecierpliwością 🙂
Nigdy nie wierzyłam w zbiegi okoliczności. Zawsze jest za tym jakieś coś… 😉
Ciekawie napisane.
/Pozdrawiam,
Szufladopółka
Ten tekst jest genialny. Ostatnio odpytywałam moją siostrę z twórczości kompozytorów XX wieku, ale nie spodziewałam się, że za 'Kościelcem 1909′ kryje się taka historia!
Pozdrawiam,
Ola z Muzycznej Listy
Czasami historia powstania utworu jest ciekawsza niż sam utwór 🙂
Aż wstyd się przyznać, ale jeszcze nie słyszałam „Kościelca 1909”, ale przynajmniej wiem czy co będę dzisiaj robić 🙂
Bardziej polecam „Krzesanego” Kilara + jego „Orawę” (tę w wersji zespołu Motion Trio).
O, dziękuję 🙂 czuję, że to będzie dobry dzień 😀
Na pewno dla mnie coś nowego jeżeli chodzi o formę. Ale przekaz nijak mnie nie wciągnął, wręcz męczył
To u leniwców normalne 😉
Potrafisz potęgować napięcie. Rzadko czytam posty do końca, zwykle skaczę z wyrazu na wyraz, pomijam niektóre, nawet całe zdania. Tu nie mogłam oprzeć się, by nawet kropki nie pominąć.
To jedne z najlepszych referencji, jakie kiedykolwiek dostałem, dziękuję!
Ja tam wierzę w zbiegi okoliczności 🙂
Ale mega wciągający wpis!
Dzięki 🙂 Właśnie o to mi chodziło 🙂
Pięknie opowiedziana historia, a właściwie trzy. Co do biografii uwielbiam je czytać, szczególnie jak są napisane z pasją i pełnym poświęceniem… Kiedyś nawet wdałam się w dość żarliwą dyskusję na temat tego czy warto czy nie warto czytać biografie – usłyszałam że są nudne i nic z nich nie wynika, ehhh…
Jeśli historia jest nauczycielką życia, to biografie są (brakuje mi słowa, mam je no końcu języka 😉
Hmm, ciekawa jestem co dokładnie Ci chodzi po głowie 😉
Przyznam, że z zapartym tchem czytałam do samego końca, ciekawa finiszu wszystkich trzech historii. Super napisane! 🙂
Dziękuję 🙂 To był eksperyment, chciałem sprawdzić, jak można opowiedzieć 3 historie dziejące się w trzech różnych czasach. Chyba się udało 🙂
Na 100% się udało! 🙂
Skąd Ty bierzesz czas na pisanie w takich ilościach? 🙂
To proste: poprzesuwałem swoje priorytety. Teraz najważniejszy jest blog. Mam nadzieję, że blog odwdzięczy mi się kiedyś tym samym 🙂
Od kilkunastu dni wierzę w zbiegi okoliczności. Podobnej historii (wprawdzie nie tak szumnej – choć we mnie wywołuje istne trzęsienie ziemi) jestem świadkiem i poniekąd uczestniczką. Nie ma w życiu przypadku. Zaczęłam wierzyć w teorię fizyki kwantowej.
No to narobiłaś mi apetytu na dalszy ciąg tej historii…
Czekam 🙂
Papież na drodze do szczęścia, ach ten Kościół… przyjemnie się czytało. 🙂
No właśnie w tym przypadku papież był na tak 🙂
Tak był, ale trochę mnie drażni sam fakt tego, że musisz się prosić i fatygować.
Ciekawa historia 🙂
Dziękuję 🙂
Ha, fantastyczna historia!
Życie, życie… 🙂
ach, załączę sobie ponownie Kościelca 1909. Choć to bardzo emocjonalny utwór. Potęga gór i tragiczny koniec.
Piękna historia
Dzięki 🙂
Na początku przeskoki czasu mnie pogubiły, ale wiesz że w tym tkwi wątek tej biografi. Bo Wojciech i Stanisław…. a co w roku 2023? Uwielbiam czytać biografie.
Faktycznie, nie jest to zbyt prosto napisane, ale starałem się zrobić to w formie „filmu”, w którym akcja dzieje się na trzech planach czasowych 🙂
Co będzie w 2023 roku? Nie wiem (i to mnie najbardziej jara 🙂
Piękna historia… 🙂 Miłość jest czymś niesamowitym. Świetnie napisane.
Dziękuję 🙂
Zajebisty 🙂 wybacz za skromność recenzji, ale to słowo jest wystarczająco dosadne 🙂 tak myślę 🙂 umiesz wciągnąć czytelnika w historię 🙂 cały czas zastanawiałem się, co będzie dalej 🙂
Dzięki 🙂
Prawdę mówiąc, podczas pisania też zastanawiałem się, jak to się skończy :))