Guru copywritera: o człowieku, który nauczył mnie pisać po ludzku
Był jedną z tych osób, obok między innymi Bruno Schulza i Bolesława Leśmiana, które miały największy wpływ na to, jak piszę.
Umarł na początku tego roku, mając 94 lata.
Dopiero jego śmierć uświadomiła mi, ile mu zawdzięczam.
Chamiejemy.
Wyobraźcie sobie człowieka, którego ludzie słuchają z zapartym tchem.
Są gotowi przyjechać z daleka, żeby dowiedzieć się, co tym razem ma do powiedzenia.
I kiedy czekają na jego mowę, spodziewając się kilkudziesięciu minut, które zmienią ich życie, on staje przed nimi w milczeniu.
Czeka.
Mijają długie sekundy.
W końcu podnosi głowę i wypowiada do mikrofonu tylko jedno słowo:
Chamiejemy.
Koniec.
Jeden mocny czasownik i tyle.
Czy można krócej? Okazuje się, że tak.
13 grudnia 1981 roku, w dzień wprowadzenia stanu wojennego, kiedy wszyscy się spodziewają, że „zaraz tak przywali komuchom, że się nie pozbierają”, jego przemowa jest jeszcze bardziej dobitna, bo zupełnie pozbawiona słów.
Zanim powiesz komuś, że go kochasz
Przeczytałem tylko kilka jego książek, ale każdą z nich co najmniej po kilka razy.
To z nich nauczyłem się
- pisać krótkimi zdaniami,
- wielokrotnie powtarzać słowa, by teksty pulsowały wewnętrznym rytmem
- i zagęszczać zdania czasownikami, by przyspieszać tętno czytelnikom.
To one uświadomiły mi, że można pisać bardzo prosto nawet o najtrudniejszych sprawach.
Bez wyszukanych słów czy epatowania nie wiadomo czym.
To z jego książek pożyczyłem sobie jego specyficzne, bardzo ludzkie spojrzenie na świat.
A właściwie to całą filozofię życia:
Czy kochasz?
Czy jest człowiek, za którym tęsknisz,
którego podziwiasz, otaczasz czcią,
dla którego robisz wiele nieprawdopodobnych rzeczy,
żeby tylko mu sprawić radość,
któremu wciąż jesteś wdzięczny
za każde słowo,
za każdy uśmiech,
któremu wciąż jesteś wdzięczny
za każdą mądrość
za każde światło,
którego wciąż czujesz się niegodny,
przy którym chciałbyś wciąż trwać,
by brać z jego światła,
z jego mądrości?
Czy ty kochasz kogoś?
Czy już nie kochasz?
Jesteś jak wygasły wulkan.
Czasem niedowierzającą ręką dotykasz zimnej lawy,
patrzysz zdziwionymi oczami na jej fantastyczne kształty,
pytasz zdumiony:
Czy to ja byłem?
Ja, który dbam teraz tylko o to,
żeby mi się dobrze powodziło?
***
Dawać,
pożyczać,
odprowadzać,
spotykać,
odwiedzać,
pomagać,
opiekować się,
służyć,
poświęcać swoje pieniądze, swój czas, siebie samego,
nie dlatego, że ci oddadzą,
zwrócą,
odwiedzą,
spotkają,
pomogą,
zaopiekują się,
usłużą,
podziękują,
wynagrodzą,
przydadzą się,
poświęcą tobie swoje pieniądze, swój czas, siebie samych,
nie dlatego, że tak trzeba, powinno się, że nie wolno inaczej,
ale dla samej powinności, uczciwości, sprawiedliwości,
prawdy, piękna, dobra.
To jest prawdziwa miłość.
***
Bądź dobry dla siebie.
Nie chciej w sobie zmieniać
od razu wszystkiego,
co oceniasz jako zło.
Nie spodziewaj się natychmiastowych
wyników swoich postanowień.
Nie denerwuj się niepowodzeniami.
Nie histeryzuj, gdy popełniasz głupstwo.
Nie karz siebie surowo.
Nie narzucaj się sobie.
Umiej przeczekać.
Gdy cię głowa boli,
gdy ci jest smutno,
gdy ci się nic nie chce robić,
gdy ci życie zbrzydnie.
Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów.
Wyznaczaj sobie nagrody.
Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie.
Tak jak starasz się być dla innych.
Kochaj siebie samego
jak swojego bliźniego.
Niepozorność
Ludzie, którzy widzieli go po raz pierwszy, byli zaskoczeni jego skromnością.
Rzadko widzi się takie stężenie niepozorności w jednym człowieku.
Nazywał się Mieczysław Maliński i był księdzem.
Zmarł 15 stycznia 2017 roku.
Gorzkie żale – przybywajcie i ściskajcie za gardło
A skoro jesteśmy już przy tematach okołokościelnych, to na koniec mam dla Was coś wielkanocnego, a właściwie wielkopostnego.
Nie, nie martwcie się.
Nie będzie żadnych zajączków, które o tej porze roku kicają po wielu blogach.
Jechałem kiedyś samochodem.
Skakałem po stacjach radiowych i natrafiłem na muzykę, która kazała mi zatrzymać się na poboczu.
Chwilę później już wiedziałem, że polska muzyka (tzw.) tradycyjna zazwyczaj przypomina niemodnie ubraną, źle uczesaną dziewczynę bez makijażu, za którą nikt się nie ogląda.
A tymczasem wystarczy zaledwie odrobina przemyślanej aranżacji, żeby okazało się, że zawsze była, może nieoszlifowanym, ale jednak diamentem.
I druga sprawa – słowa.
Tak, muzyka ludowa potrafi zaskakiwać głębią swoich tekstów.
W tym przypadku za gardło chwyciły mnie przejmujące słowa matki, która mówi do syna niewinnie skazanego na śmierć takie zdanie:
Weź mnie raczej na śmierć z sobą, wolę umrzeć razem z Tobą.
Posłuchajcie:
Bardzo lubię Wielkanoc.
Nie tylko za jej uduchowienie i brak osaczającej ją komercji.
Przede wszystkim za mnóstwo dobrej nadziei, że nawet z najgorszej sytuacji jest wyjście.
Bo dziś wierzę i wiem, że naprawdę jest.
Czego i Wam serdecznie życzę 🙂
Źródło cytatów: www.malinski.pl
43 komentarze
Ks. Maliński miał też duży wpływ na moją młodość, rozczytywalam się w Jego książkach.Był autorytetem. Niezależnie od wszystkiego, był kimś nietuzinkowym, o takich ludzi dzisiaj trudno. Piękny utwór.
Jego „Bajki nie tylko dla dzieci” mam wciąż na półce w Polsce. To ciekawe, że księża, bo i on, i ksiądz Twardowski i, na szczęście wciąż żyjący, ksiądz Heller, potrafią w najprostszy sposób mówić o najtrudniejszych rzeczach.
Heller to mistrz.
Oj, chodziło się do wizytek, żeby posłuchać ks. Malińskiego. Miałam jeszcze tą przyjemność, że spotykałam go podczas krótkich praktyk w „Tygodniku Powszechnym”. Bardzo go ci nieopierzeni dziennikarze interesowali, każdemu poświęcił swój czas.
Zazdroszczę, sam byłem raz albo dwa. Ale przeczytałem chyba wszystko, co napisał 😉
Pięknie to napisałeś. Okres wielkanocny zawsze składnia mnie do zadumy. Te święta mają coś takiego w sobie. Ja też wolę Wielkanoc za brak tej całej „szopki”.
Generalnie – ciekawe dlaczego komercja upodobała sobie właśnie Boże Narodzenie?
Coraz więcej odchodzi osób, które były dla mnie autorytetami, niedościgłymi wzorami, niezapomnianymi osobowościami. Pociesza mnie to, że żyją w moich wspomnieniach, wywarły wpływ właśnie na moją pracę, umiejętności czy spojrzenie na świat. Cudownie takie osoby spotykać na swojej ścieżce życia, przekazały mi wiele, a ja staram się podać to kolejnemu pokoleniu.
Bookendorfina
Podoba mi się to „przekazywanie kolejnym pokoleniom” – też to staram się robić.
Cudownie kiedy duchowni inspirują i dają przykład jak kochać. Siebie, świat, bliźniego. Wesołych świat!
Wzajemnie! 🙂
A co ks. Malińskiego – miał niezwykły talent i (co najważniejsze) – wykorzystał go w dobrym celu.
Jak zwykle bardzo dobry, refleksyjny tekst. Rzadko takie u Ciebie czytywałam – chwyta gdzieś tam… za gardło. Nie lubię świąt. Nie przeżywam Wielkanocy tak, jak można ją przeżyć. A jednak gdzieś w głębi duszy tkwi taka tęsknota za tym co nieprzemijalne, piękne…
Tęsknota w głębi duszy – doskonale Cię rozumiem, mam to samo.
Takich wpisów będzie więcej, bo śmiech jest dobry, ale w rozsądnych dawkach.
Cieszę się, Maciej. Lubię jak ktoś mądrze pisze.
Muzyka ludowa… Syn kiedyś mnie w ramach pracy domowej zapytał, jaki jest mój ulubiony utwór ludowy i zespół. Nie wiem. Szczerze mówiąc chyba żadnego nie znam. I mi się głupio przed własnym dzieckiem zrobiło. Że matka to taki cham.
E tam, od razu cham. Po prostu wolisz Chopina czy innego Rachmaninowa 🙂
A nie jakieś tam dylu dylu na badylu 😉
Nie wiem kim był ks. Mieczysław Maliński. Ale czytając ten post zapragnęłam go poznać. Czasem niektorzy ludzie siedzą tuż obok nas, a my ich nie zauważamy. Dopiero gdy odejdą… Muszę sięgnąć po słowo Malińskiego. Na dodatek piszesz jeszcze o Leśmianie… Uwiebiam go, po prostu. Pozdrawiam Konceptualnik
Leśmian to mistrz! Bez dwóch zdań.
A księdza Malińskiego warto poczytać 🙂
Muszę Ci podziękować za ten wpis. To, że jest inny niż wiele różnych dookoła to raz, a dwa zaciekawiłeś mnie mocno człowiekiem i jego twórczością i z przyjemnością się z nią zapoznam.
Warto poczytać, niezależnie, czy jest się wierzącym, czy nie.
Jego teksty są uniwersalne.
Post zupełnie inny niż wszystkie, które do tej pory miałam okazję u Ciebie czytywać. Postaci księdza Malińskiego nie znałam i nie kojarzę , nie jestem też osobą głęboko wierzącą – ale zarówno Jego słowa, jak i Twoje, bardzo mnie poruszyły.
Paradoksalnie, nie chodzi to o wiarę czy jej brak.
Na jego kazania przychodziły tłumy wierzących i (chyba jeszcze więcej) – niewierzących.
Miał ogromny talent, a raczej dar – trafiania ludziom do serca.
Mówił o życiu. Po prostu o życiu, ale tak, że człowiek wracał do domu jakiś odmieniony.
I naprawdę dopiero kiedy umarł, zdałem sobie sprawę, że piszę jak on 🙂
[przynajmniej czasami mi się zdarza]
Do tej pory znałam Cię z innych tekstów, ale to ten wyzwolił we mnie najwięcej emocji. Pięknie się Ciebie czyta. Czy to żartem, czy serio. Śmierć ks. Malińskiego to wielka strata… aczkolwiek dożył słusznego wieku 🙂
Po prostu poczułem, że muszę, że bardzo chcę się podzielić tym tekstem z czytelnikami bloga. A jak się pisze naprawdę z głębi serca, to i teksty mają w sobie trochę tejże głębi.
Będę częściej przeplatał teksty żartobliwe z poważnymi.
Gdybyś miała ochotę, to w tym wpisie na końcu są linki do bardziej refleksyjnych artykułów: http://maciejwojtas.pl/koniec-internetu/
Bardzo ciekawy wpis – mam wrażenie, że niewielu jest blogerów tak świadomych swojego warsztatu, jak Ty. Wiedzących nie tylko, co chcą pisać, ale też JAK chcą pisać. Brawo!
A propos wielkanocnych i wielkopostnych śpiewów – dla mnie Gorzkie Żale w ogóle są bardzo ciekawe językowo i poetycko, podobnie jak niektóre pieśni wielkanocne. Grają mi gdzieś tam w duszy 🙂
Dziękuję 🙂
Pisanie to mój zawód, więc siłą rzeczy muszę się rozwijać.
Co do Gorzkich Żali – masz rację. Jest w nich (tak jak w całej kulturze ludowej) autentyczność i szczerość.
A ja teraz na okrągło Antoniny Krzysztoń słucham: https://www.youtube.com/watch?v=hQa42uEwVxc&t=1848s Spokojnych Świąt życzę 🙂
Wzajemnie 🙂
[polskie pieśnie postne – zwłaszcza w wykonaniu A. Krzysztoń – to ewenement na skalę światową]
Niestety nie mogę odtworzyć filmiku z muzyką, mój telefon go blokuje, ale wrócę, jak będę korzystać z komputera, ciekawi mnie ten ludowy utwór, na który trafiłeś. Zazwyczaj taka muzyka ma w sobie więcej emocji i prawdy niż obecne „hity”.
„[…] tak trzeba, powinno się, że nie wolno inaczej,
ale dla samej powinności, uczciwości, sprawiedliwości,
prawdy, piękna, dobra. ” Zastanawiam się ilu z nas rubi coś dobrego bezinteresownie, a nie dlatego, że tak trzeba, wypada. Jednak z drugiej strony często czynimy dobro, właśnie dlatego, że ono wraca, a to jest cudowne.
Wpisz w wyszukiwarkę „Maria Pomianowska Lament Wielkopostny”.
Swoją drogą, bardzo ciekawa postać 🙂 Wykłada na Akademii Muzycznej, gra na kilku instrumentach, a w wolnych chwilach jeździ po świecie, szukając muzycznych inspiracji.
Albo bierze się za polską muzykę ludową i robi z utworów prawdziwe perełki.
Tylko skromni ludzie potrafią być naprawdę wielcy. Najgłośniej przemawia cisza. Piękny wpis. Dziękuję 🙂
To prawda. Cisza, skromność – mają wielką moc.
Niejeden raz słuchałam go na żywo…. 🙂
Ja też 🙂
„Nie narzucaj się sobie.
Umiej przeczekać.” O to to 🙂
Ks. Maliński miał sporo takich celnych zdań.
Doskonale Cię rozumiem! Ja kiedyś myślałem, że to piszący jest najważniejszy… że liczy się tylko jego punkt widzenia, jego uczucia oraz to, co ma do powiedzenia… Wiele lat mi zajęło, żeby zrozumieć, że to czytajacy jest najważniejszy. A prawdziwą sztuką jest napisać najbardziej fascynującą historię przy pomocy jak najmniejszej ilości słów. Zgadzam się również, że ludowa muzyka jest niedoścignionym wzorem do naśladowania. Weźmy dajmy na to „Rozkwitały pąki białych róż”… Tam jest wszystko! Tam jest całe życie człowieka zawarte w krótkich, prostych słowach: miłość, tęskonota, śmierć… Ale to nie wszystko… Tam są warstwy – jak powiedział Shrek do Osiołka 🙂 Pierwsza warstwa to patriotyczne uniesienie, następna koszmar wojny… a pod spodem subtelna erotyka…. Echhh….Jak słucham, to z zazdrości aż pęka mi woreczek żółciowy 😉 A nie mówiłem, że to odbiorca jest najważniejszy… 🙂
Tak, masz rację, im krócej, tym lepiej.
Teraz mam fazę „ogrodniczą”.
Po napisaniu tekstu biorę i wycinam bez litości masę niepotrzebnych wyrazów.
Co ciekawe, teksty na tym zyskują 🙂
A „Rozkwitały pąki” – faktycznie – są warstwy! Dzięki za inspirację 🙂
Pięknie to napisałeś, lubię takie teksty 🙂 Dobrzy ludzie, którzy odchodzą zawsze pozostawiają po sobie taki ciężkostawny niedosyt, który ściska i uwiera w środku. Przez długi czas nie można wydobyć żadnych słów, bo tak boli. Ale z czasem wcale nie jest lepiej. Pierwszy fragment nieustannie czuję do mojego męża. To taki mężczyzna, który jest idealny w całej swojej niedoskonałości i ciągle myślę, że śnię przy nim za życia, bo to niemożliwe mieć takie szczęście w życiu i tuż obok codziennie. Nie umiem sobie zmieścić w głowie, gdyby miało go kiedyś zabraknąć. Zawsze pięknie mówi: „Mamy siebie, oddałbym Ci wszystko” 🙂 Kocham ludzi bezinteresownie 🙂 Już taka jestem 🙂
„Nie umiem sobie zmieścić w głowie, gdyby miało go kiedyś zabraknąć. ”
Czasami tak jest, że kocha się kogoś tak mocno, że aż się tego… żałuje.
Żałuje, bo na samą myśl, że tej drugiej osoby mogłoby kiedyś zabraknąć, człowiek wpada w panikę.
Może to trochę nie na miejscu, ale zawsze podkreślam, że wolę umrzeć pierwsza 🙂 I choć jemu z tym trudno, gdy to mówię to mi jeszcze gorzej z samym wyobrażeniem, że to mógłby być on…
Najlepiej odejść razem, we śnie, bezboleśnie…
[gdybym miał już wybierać]
Ja też tak mam 🙂 Ale jeszcze chciałbym, żeby moja żona nigdy nie została sama… żeby znalazła kogoś, kto dałby jej wszystko to, czego ja nie zrobiłem…