„O chłopcu, któremu urodziła się mama” [cz. 1]
Pierwszy rozdział bajki dla starszych dzieci. Początek jest smutny, ale zakończenie całej bajki – niezwykle pozytywne, energetyczne i radosne.
To był zwyczajny dzień. Na niebie świeciło zwyczajne słońce, z ziemi wyrastały zwyczajne kwiaty, a Niki zwyczajnie zmęczony wracał ze szkoły do domu. Mieszkał tak blisko niej, że mógłby wstawać za pięć ósma, a i tak zdążyłby wytrzeć gąbką tablice we wszystkich klasach i to przed pierwszym dzwonkiem.
Chłopiec wyjął klucz z kieszeni pobrudzonych spodni. Otworzył drzwi do mieszkania. Wszedł do przedpokoju. Rzucił swój poplamiony tornister na półkę regału powleczonego cieniutką warstwą kurzu. I krzyknął to, co zawsze:
– Mamo! Wróciłem!
Gdzieś z głębi mieszkania usłyszał to samo, co zawsze:
– Umyj ręce i siadaj do stołu! Zaraz do ciebie przyjdę, tylko skończę pisać ten okropny raport.
Niki poszedł do łazienki i odkręcił wodę. A potem włączył grę w laptopie.
– Co było w szkole? Masz zadanie domowe? Zjadłeś śniadanie? – mama zapytała o to samo co wczoraj i to samo, o co zapyta jutro.
– Nie, wyrzuciłem, bo nie lubię szynki! Kupiłem czipsy w sklepiku!
– Ile razy ci mówiłam, żebyś nie jadł tych śmieci?
– To nie są śmieci! – zawołał głośno, po czym dodał szeptem: A mówiłaś mi o tym 235 albo 236 razy. W tym roku.
– W dodatku marnujesz pieniądze!
– Nie marnuję.
– Przecież wiesz, że musimy oszczędzać!
– To dlaczego nie zarabiasz więcej? Mama Patryka daje mu tyle kieszonkowego dziennie, co ty mi na cały miesiąc.
– Mało to robię, żeby nas utrzymać? Haruję po nocach… – z żalem odparła mama.
Z pokoju rozległ się odgłos kaszlu. Po chwili jego dźwięk zastąpiło szuranie butów po podłodze. Mama Nikiego dotarła wreszcie do łazienki i stanęła jak wryta:
– Niki! Chodź tu! Znowu nalałeś pełną wannę! A miałeś tylko umyć ręce!
Chłopiec co prawda szybko przybiegł do mamy, ale widać było, że myślami przechodzi właśnie piąty poziom tej nowej gry, którą dostał od wujka na urodziny.
– Yyy… tak. No, zapomniałem…
– Mikołaj, powiedz mi, skąd mam wziąć pieniądze na rachunki? Wiesz, ile to wszystko kosztuje?
Nagle w kieszeni Nikiego zadzwonił telefon. Chłopiec błyskawicznie go wyciągnął i odebrał:
– A… nic. Znowu to samo. Szkoda gadać. Twoja też tak zrzędzi? Dobra, zadzwonię później.
Popatrzył na mamę i dokończył przerwaną rozmowę:
– Nie wiem, mamo. Nie mam pojęcia, ile to wszysto kosztuje.
– Dobra już, dobra. Siadaj i jedz.
Niki spojrzał na talerz stojący na stole tak, jak patrzy najedzony pies, któremu ktoś do miski nałożył kilogram zamarzniętej na kość wczorajszej kaszy:
– Znowu pomidorowa?
– Co chcesz od pomidorowej? Zdrowa jest, smaczna, ma w sobie dużo pomidorów.
– Nic.
– Ciesz się, że w ogóle masz co jeść. Inne dzieci…
– Cieszę się bardzo. Ale jadł tego nie będę.
Taki właśnie był Niki, czyli Mikołaj. Przez pierwsze osiem lat żył jak w bajce. Miał wszystko, co chłopiec w jego wieku może mieć. Dostawał każdą zabawkę. Nawet zanim zdążył o niej pomarzyć.
Rok temu jego tata zniknął. Nie, nie umarł. Są w życiu rzeczy gorsze od śmierci. Po prostu wziął, spakował swoją walizkę, powiedział mamie, że już jej nie kocha, pogłaskał Nikiego po głowie, wyszedł z domu i już do niego nie wrócił.
To właśnie wtedy chłopiec zaczął zmieniać się na gorsze.
Przeczytaj drugi i trzeci rozdział tej bajki:
5 komentarzy
Bardzo fajna narracja, czyta się przyjemnie, choć to smutne, a może to zwyczajnie ja jestem odporna? 🙂 Ciężko ocenić mi bajkę po tym fragmencie, ale jakoś tak mam przeczucie, że rodzice i dzieci będą mogli się na jej podstawie wiele nauczyć 🙂
Właśnie na tym mi zależało, żeby bajka dała dorosłym do myślenia 🙂
<3!
Że co? Że tylko tyle?!
Czekam na ciąg dalszy, dobra robota! 🙂
To był pierwszy rozdział. Drugi jest tutaj:
https://maciejwojtas.pl/bajka-o-chlopcu-2/
🙂