Sekretne życie dzieciaków domowych
Wybrałem się ostatnio ze swoimi pomaćkami* na film „Dzieciak rządzi”.
Oto garść spostrzeżeń, które zaatakowały mnie po wyjściu z kina.
Na początek krótkie „o co cho”
Zaczyna się zwyczajnie.
Typowa rodzina (mama, tata i siedmioletni syn) mieszkająca w typowym domu z typowym ogrodem. Jednym słowem typowa sielanka, którą jednak szybko przerywa pojawienie się… nietypowego bobaska.
Formalnie – bobaska, ale w praktyce to „manager średniego szczebla” o wyglądzie i manierach rasowego korposzczurka. Okazuje się, że malec przybywa z arcyważną misją ratowania gatunku ludzkiego.
Nie ma czasu do stracenia, ponieważ jedna z korporacji planuje wypuszczenie na rynek ekstremalnie słodkiego pieska, który zawładnie na zawsze sercami wszystkich rodziców na świecie.
W efekcie już nikt nie będzie chciał mieć dzieci…
A teraz obiecane refleksje.
Sekretne życie dzieciaków domowych
To nieprawda, że małe dzieci nic tylko leżą, jedzą i gaworzą. One spiskują. Cały czas. Wystarczy, że zamkniemy drzwi do ich pokoju, a wtedy…
Skąd tak naprawdę się biorą dzieci?
To akurat proste. Z korporacji Bobas. Produkowane są masowo i taśmowo, w różnych wersjach kolorystycznych i z różnym wyposażeniem dodatkowym.
Skąd się biorą korposzczury?
To też proste.
Ostatnim badaniem, które przechodzą dzieci produkowane w korporacji Bobas, zanim trafią do rodziców, jest test polegający na łaskotaniu ich piórkiem.
Te maluchy, które pozbawione są poczucia humoru – od razu trafiają do korpo na kierownicze stanowisko.
Miłość mnoży się przez dzielenie
Bohater filmu, siedmioletni Tim nie chce mieć rodzeństwa. Boi się, że będzie musiał odstąpić jakiemuś małemu rozdartkowi swoją część miłości, którą codziennie dostaje od rodziców.
Tymczasem morał płynący z filmu dobitnie potwierdza znaną prawdę, że miłość mnoży się przez dzielenie.
Dygresja: rozwój dziecka w łonie matki jest ilustracją tego właśnie zdania. Żyjemy dzięki wielokrotnym podziałom komórek.
I to od samego początku. Od tych chwil, których nie możemy pamiętać, a które wręcz ociekały gorącą miłością…
Życie w korpo to nie życie
Dziwnie ogląda się film parodiujący życie w korporacji – zrobiony przez studio, które bynajmniej nie jest 3-osobową rodzinną firemką.
Szczególnie ostro pokazana jest tutaj pogoń za awansami („narożny gabinet z pozłacanym nocniczkiem”), czy za pogłaskaniem przez szefa.
Mimo że ten ostatni – w decydującym momencie nie będzie miał najmniejszych skrupułów, by zwolnić najlepszego pracownika.
Poprawność polityczna? Chwilowo wstrzymana
Scenarzyści mocno znęcają się w filmie nad zwierzętami domowymi.
Konkretnie nad ich właścicielami. A jeszcze precyzyjniej – nad kultem, jakimi „szczeniaczki” są otaczane we współczesnym świecie.
Co więcej, autorzy animacji robią to z premedytacją i do końca.
Fajnie jest mieć bujną wyobraźnię…
„Dzieciak rządzi” to jedna wielka pochwała nieposkromionej dziecięcej wyobraźni. Szkoda, że dorastając, większość z nas traci tę umiejętność ją bezpowrotnie.
… ale jeszcze lepiej mieć rodzeństwo
Nie ma takich zabawek, które byłyby w stanie zastąpić jedynakom brata albo siostrę.
Jak to piszą matematycy – CND – czyli „czego należało dowieść”.
Czy polecam?
Tak. Szczególnie zapracowanym tatusiom.
*Co to są pomaćki?
To maciejowe odpowiedniki potomków.
Baby boss recenzja filmu Czy warto iść na film Dzieciak rządzi Dzieciak rządzi recenzja bajki dla dzieci Miłość mnoży się przez dzielenie Recenzja filmu Dzieciak rządzi Skąd się biorą korposzczury
20 komentarzy
Ciekawa recenzja. Ja niestety nie dałem rady obejrzeć filmu do końca. Po 10 minutach wyłączyłem, bo jakoś mnie nie porwał ;/
Ale ktoś miał fantazję:D Dziecka nie mam, ale moje wewnętrzne dziecko chętnie tę bajkę obejrzy:D
„Wewnętrzne dziecko” – ładne 🙂
Dziękuję 🙂
My byliśmy Januszkami 😉 a inni z kuzynostwa odpowiednio do imienia swoich ojców 🙂
:)))
Byłam z córką w kinie, bardzo mi się podobała ta bajka. Nawet mojej Hani, która nie lubi małych dzieci 😉
Szkoda, że moja K. jeszcze na ten film za mała, bo pewnie byśmy się wybrały. Brzmi całkiem nieźle.
Są tam trochę trudniejsze momenty (cały ten korporacyjny język).
Rewelacyjna recenzja, od razu cierpliwości do mojej trójki nabrałam i mięśnie brzucha poćwiczyłam 😉 Dziękuję za ten tekst!
Bardzo proszę 🙂
[i dziękuję za komentarz 🙂
Dzięki Twojej recenzji wiem, że nie muszę wybierać się na film, bo klimaty zupełnie nie dla mnie. Bardzo pożyteczny wpis 🙂
Parę tekstowych perełek by się znalazło (czyli coś dla rasowego copywritera) 🙂
Pomaćki – ubawiły mnie 🙂 Cudne określenie dla dzieci 🙂
„Te maluchy, które pozbawione są poczucia humoru – od razu trafiają do korpo na kierownicze stanowisko.”
Fragment o korposzczurkach sprawił, że prawie udławiłam się pizzą 😀 😀 😀 No śmieszny jest niesamowicie! 🙂
PS. Jak Cię czytam to już nic nie piję, po ostatniej akcji z herbatą 😀 😀
Pomaćki mają tylko Maćki 😉
Muszę dawać jakieś ostrzeżenia albo skale śmieszności na początku wpisów, żeby nie mieć potem kogoś na sumieniu :))
„A teraz proszę odstawić kubek z herbatą i zapiąć pasy, bo będzie się działo” 😀 😀
Pomaćki – świetne określenie, pozdrowienia dla nich! 😀 Co do bajki. Moja starsi córka mogłaby jeszcze czuć się nią zainteresowana, za to młodsza miałaby ja głęboko w… poważaniu. Niemniej poczekam na DVD, wtedy sama chętnie obejrzę bez wyrzutów, że dziecko było niezadowolone.
Tak naprawdę to najlepiej bawili się w kinie ludzie w moim wieku 🙂
[mamusie i tatusiowie]
Dobra… Pod warunkiem, że zwiastun nie wyczerpał 80% gagów filmowych, co niestety ostatnio jest bardzo powszechną praktyką dystrybutorów. Idzie potem człowiek do kina i młodzież budzi mnie po zakończeniu seansu, albo mnie (i młodzież) budzi obsługa kina po zakończeniu seansu. A jedyną ciekawą częścią jest 20 minut reklam przed.
Na szczęście nie wyczerpał całej puli gagów, aluzji i szpileczek wbijanych dorosłym (takie mam wrażenie 😉