Nie zarabiaj na swojej pasji!
Ostatnio pewna znana osoba
napisała do mnie w komentarzu:
„Czy nie lepiej robić to, co się kocha i dodatkowo zarabiać na tym pieniądze?”
W pierwszej chwili chciałem jej przytaknąć. Poczułem jednak, że coś w tym zdaniu nie trybi.
Doszedłem do wniosku,
że autorka nie ma racji.
Jest dokładnie odwrotnie.
Zarabianie na pasji to… błąd!
Zarabianie na tym, co się kocha, to strzał w kolano.
Zaraz Ci to wyjaśnię.
1)
Wyobraź sobie, że uwielbiasz przytulać swojego męża.
Mniejsza o to, co dokładnie to znaczy.
I nagle wpadasz na pomysł, żeby zacząć zarabiać na tym, co kochasz robić.
Powiedzmy, 10 zł za każde rozpoczęte 5 sekund przytulania męża.
Miejsce czułości szybko zajmuje wyrachowanie, chłodna kalkulacja.
Wiem, że to mocno przegięty przykład, ale idźmy dalej.
2)
Wyobraź sobie, że Twoją pasją jest ogrodnictwo.
Jesteś tak na tym punkcie zakręcona, że zanim skrócisz gałązkę sekatorem, z góry przepraszasz za czekający ją ból.
Jesteś w stanie godzinami troskliwie omywać preparatem listki zaatakowane przez chorobę.
I nagle postanawiasz zacząć zarabiać na swojej pasji.
Dostajesz wytyczne i termin wykonania zlecenia.
Niby wciąż robisz to samo, ale nie do końca.
Nie masz czasu na powolne wykonywanie znanych Ci już czynności.
W dodatku klientowi nie podobają się krzewy, które dzielnie walczą z chorobą i prawie wygrywają.
Musisz je usunąć, wyciąć, spalić.
3)
Wyobraź sobie, że Twoją pasją jest taniec.
Tańczysz w pokoju przed telewizorem, kiedy nikt nie patrzy.
Tańczysz w drodze do pracy, kiedy w parku jest pusto.
I nagle postanawiasz zacząć zarabiać na swojej pasji.
Wychodzisz na ulicę, robisz pierwszy układ, drugi, trzeci.
Reakcje? Tyłka nie urywają.
Zaczynasz więc tańczyć coś, co widziałaś w jednym teledysku.
Ludzie biją Ci brawo.
To nie jest Twój styl, nie podoba Ci się taka choreografia, ale publiczność jest zachwycona.
Pieniądze lądują w Twoim kapeluszu, ale gdzieś z tyłu głowy czujesz, że to nie to.
Spełniasz oczekiwania wszystkich, oprócz swoich.
Tam, gdzie obok pasji pojawiają się pieniądze,
tam z czasem dochodzą:
wyrachowanie,
interesowność,
konieczność spełniania cudzych oczekiwań,
wykonywanie wytycznych i tak dalej.
Pisanie nie jest moją pasją.
Jest powołaniem, sposobem na życie – ale nie pasją.
Tworzenie niektórych tekstów daje mi sporo frajdy, ale większość z nich wykonuję wyłącznie dlatego, żeby przeżyć.
Moją pasją jest na przykład astronomia.
Gapię się w rozgwieżdżone niebo, kiedy chcę, jak chcę i gdzie chcę.
Gdybym musiał na tym zarabiać, na przykład robiąc zdjęcia na zamówienie, czar prysnąłby pewnie dość szybko.
Coraz częściej patrzyłbym na niebo przez pryzmat tego, czy „to” się sprzeda.
Jak zatem pogodzić pasję z pracą?
Jeśli dobrze pamiętam, Wojciech Kilar, genialny kompozytor, rozdzielał te dwie rzeczy.
Żył z pisania filmowych soundtracków, ale spełniał się w muzyce klasycznej, tworzonej dla siebie.
Wniosek jest prosty,
choć nieoczywisty.
Jeśli nie wyobrażasz sobie życia bez czegoś, nie bierz za to coś pieniędzy.
A jeśli już musisz, to miej świadomość, że jest spore ryzyko, że pieniądze zniszczą w Twojej pasji to, co w niej najpiękniejsze:
czystość, niewinność, zachwyt, czułość, delikatność i wszystko, co sprawia, że Twojemu sercu chce się bić.
Jedna odpowiedź
Dziękuję za piękne przypomnienie, jakby oczywistość, ale jednak umyka… Miałam to szczęście, że zawód był moją pasją /jakkolwiek to brzmi ;)/, porywała mnie praca. Jednak praca ma swoje ograniczenia, a robienie czegoś pasjami nie liczy się z żadnymi granicami, byle serce wytrzymało.