Zerowe powodzenie u kobiet
Odkąd pamiętam, zawsze miałem zerowe powodzenie u kobiet.
U mężczyzn (na szczęście) też.
Czy to dlatego, że zawsze byłem wybierany do drużyny na wuefie jako ostatni?
A może dlatego, że kasjerki nigdy nie rozumiały mnie, gdy próbowałem im powiedzieć, dokąd ma być bilet kolejowy, który chcę kupić?
Nie pamiętam.
Pamiętam za to szyderczy śmiech koleżanek, kiedy nauczycielka w liceum powiedziała przy wszystkich, że byłbym świetnym kandydatem na męża.
Choć wszędzie otaczało mnie mnóstwo kobiet (w końcu nie studiowałem na politechnice!), to w kategorii „powodzenie” zawsze wynik był taki sam.
Było tak, choć przez długie lata modliłem się o to, żeby spotkać kogoś, kto będzie ze mną szczęśliwy.
I nagle pojawiło się światełko w tunelu: internet.
Pewnego dnia postanowiłem zrobić coś jeden jedyny raz w życiu.
Napisałem 4 zdania o sobie i wrzuciłem je do portalu dla ludzi, którzy szukają swojej drugiej połówki.
Tekst musiał być dość dobry, bo dostałem sporo odpowiedzi.
Niestety, nic z tego nie wyszło.
Pogodziłem się z tym.
Minął miesiąc.
Po miesiącu otwieram skrzynkę, a tam mail od pewnej dziewczyny.
Nie miała wszystkiego, o co prosiłem Górę.
Miała o wiele więcej.
Dziś jest moją żoną.
Czy teraz, będąc szczęśliwym mężem, modlę się o to, żeby mieć zerowe powodzenie u kobiet?
Oczywiście, że nie.
Modlę się o to, żeby było ono ujemne 😉