Ten weekend zmieni wszystko! (19-20 listopada)

Storytelling w edukacji i biznesie | Copywriter z 12-letnim stażem

 


 

Sponsorem tego wydania newslettera są słowa FRUSTRACJA I ROZCZAROWANIE

 


 

CZĘŚĆ 1

Oglądałem ostatnio jednym uchem dokument o Johnie Belushim.

Jeśli pamiętasz film „Blues Brothers”, to jednym z tytułowych braci był właśnie Belushi.

Aktor zmarł na skutek przedawkowania narkotyków.

W dokumencie padła teza, że być jego życie zakończyło się tak dlatego, że czuł się rozczarowany swoją karierą aktorską.

Był rozczarowany tym, że nie osiągnął tego, co chciał.

Że osiągnął o wiele za mało.
 
 
Tak wywnioskowałem ze strzępków, które leciały z telewizora w moją stronę.

Dlatego pomyślałem, że to świetny temat na dzisiejszy newsletter.

Co robić, żeby w pewnym momencie nie poczuć, że przegrało się życie?

Co robić, żeby nie złapać wirusa rozczarowania?
 


 

CZĘŚĆ 2

Przez kilka ostatnich lat chorowałem na 2 rzeczy.

Pierwszą było ciężkie uzależnienie od mediów społecznościowych.

Drugą, o wiele gorszą chorobą, była FRUSTRACJA.
 
 
Zaczynałem swoją internetową działalność w czasach, kiedy wszyscy patrzyli na liczby.

Nic więc dziwnego, że uwierzyłem w to, że najważniejszą rzeczą w życiu internetowego twórcy są właśnie liczby.

Liczba fanów,
liczba wejść na blog,
liczba lajków,
liczba komentarzy
i tak dalej.
 
 
Problem w tym, że mimo wielkiego wysiłku – moje liczby nie chciały rosnąć.

Dochodziły do pewnego momentu i zatrzymywały się w miejscu.

Co gorsza, zaczynały spadać.
 
 
FRUSTROWAŁY mnie cofnięcia polubień, odejścia ludzi z grup FB, wypisy z newslettera i inne „giełdowe spadki”.

Frustrowały mnie dlatego, że dawałem z siebie wszystko, a nawet więcej.

Patrzyłem na innych twórców, na ich wyniki, na ich sposób pisania i zadawałem sobie pytanie:

czemu im tak dobrze idzie, a mi nie?
 
 
Czemu stoję w miejscu, skoro mam papiery na pisanie?

Skoro moje papiery są często o wiele mocniejsze niż ich?
 
 
Kiedy o tym mówię, jest mi wstyd.

Bardzo wstyd.

To było strasznie infantylne z mojej strony.
 
 
Potrzebowałem sporo czasu, żeby nabrać dwóch rzeczy:

rozumu i pokory.
 


 

CZĘŚĆ 3

Dziś zupełnie nie zwracam uwagi na liczby.

Detoks sprawił, że praktycznie porzuciłem media społecznościowe.

Odciąłem się więc od źródła frustracji.
 
 
Nie zwracam uwagi na wypisy z newslettera.

Ot, tylko odnotowuję ten fakt, ale nic poza tym.
 
 
Nie stresuje mnie też to, że masa ludzi ściąga darmową wersję mojego kursu, a płatną, która kosztuje żenująco mało, kupiło tylko kilka osób.

Kiedyś by mnie to strasznie dołowało.

Dziś – już nie.
 
 
Dziś podchodzę do tego wszystkiego bez emocji.

Przepracowałem ten temat.

Poukładałem sobie to wszystko w głowie.

I dziś jestem wolny od frustracji i rozczarowań.
 


 

CZĘŚĆ 4

Na czym właściwie polegał mój problem?

Na czym polega problem wielu ludzi?

Na nienasyceniu.
 
 
Nigdy nie jest tak, że człowiek zarabia tyle, żeby nie chciał więcej.

Nigdy nie ma tylu fanów, żeby nie mogłoby ich być więcej.

Nigdy nie ma tylu pobrań, sprzedaży, subskrypcji, żeby nie mogłoby ich być więcej.
 
 
W pewnym momencie doszedłem do wniosku:

– nie jestem w stanie przeskoczyć pewnych rzeczy

– nigdy nie będę miał tysięcy fanów

– nigdy nie będę popularnym autorem
 
 
Miałem 2 wyjścia:

albo próbować z tym walczyć, albo się z tym pogodzić.

Wybrałem tę drugą opcję.

Na szczęście.
 


 

CZĘŚĆ 5

Co mi pomogło?

Szczerze mówiąc – wiara.

Ale jeśli jesteś osobą niewierzącą, przeczytaj ten newsletter do końca.
 
 
Pomogło mi uświadomienie sobie tego, że życie jest swego rodzaju rozgrzewką, treningiem przed wiecznością.

Przecież żaden sportowiec nie stresuje się tym, że podczas rozgrzewki zrobił nieprawidłowego brzuszka, że nie wyszła mu pompka albo że potknął się podczas truchtania.

Jeśli życie to rozgrzewka, to zdaję sobie sprawę, że może być niedoskonała.

Nie trzeba podczas rozgrzewki wykręcać rekordów świata.

Nie trzeba skupiać się na liczbach.
 
 
Ta rozgrzewka ma zupełnie inny cel.

Ma mnie przygotować do prawdziwych zawodów.
 
 
Dlatego od pewnego czasu zupełnie inaczej podchodzę do swojej pracy.

Od wielu lat zawsze rano modlę się o mądrość.

Ale teraz dokładam coś jeszcze.

Modlę się o to, żeby to, co napiszę, było wartościowe dla czytelnika.

O to, żeby to, co napiszę, wywołało coś dobrego w życiu czytelnika.

Dobrego dla czytelnika.

Tylko on się tu liczy.

Nie ja.
 
 
Mówi się czasem, że człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi.

Właśnie o to modlę się każdego dnia.

O to noszenie kul.
 
 
To „zlecanie dystrybucji treści – na zewnątrz” – daje mi ogromny spokój wewnętrzny.

Dzięki temu dziś nie frustruję się tym, że czyta mnie niewiele osób.

Nie czuję się dziś rozczarowany, kiedy efekty biznesowe tego, co robię, są mizerne.

Robię to, co potrafię – najlepiej jak potrafię.

I tyle.
 
 
Modlę się przy tym, żeby to, co robię, było jak najlepsze dla innych.

I jeśli Bóg chce, żeby moje teksty wygenerowały dobro w życiu drugiego człowieka – to niech tak się dzieje.

W końcu to On wie najlepiej, co będzie dla tego człowieka i dla mnie – dobre.
 


 

CZĘŚĆ 6

A gdybym nie był katolikiem?

Po pierwsze, trzymałbym się myśli, że istnieje gdzieś na świecie przynajmniej jedna osoba, dla której to, co robię na co dzień, jest ważne.

A jeśli takiej osoby nie ma?

To fizycznie niemożliwe.

Jest przecież ktoś, dla kogo to ma sens: ja sam.
 
 
Bo przecież pisząc, uczę się pisać.

Pisząc, uczę się myśleć.

Im więcej piszę, tym jaśniej myślę.

Im jaśniej myślę, tym lepiej piszę.

To naprawdę na sens.
 
 
Po drugie, robiąc to, co robię – najlepiej jak umiem – miałbym satysfakcję z tego, że dzięki mnie świat jest o wiele lepszy.

A skoro dzięki mnie jest o wiele lepszy, to beze mnie – byłby o wiele gorszy.
 
 
Dlatego użyłem tu frazy „o wiele”?

Bo każdy, nawet najmniejszy dobry uczynek przypomina ziarenko zboża.

(piszę teraz scenariusz spotu dla piekarni, stąd ta zbożowa metafora)
 
 
Ziarenko zboża ma to do siebie, że potrafi wygenerować kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt nowych ziaren.

Każde z nich – ma dużą szansę zrobić to samo.

Ten wzrost jest więc co najmniej ogromny.

Każdy dobry uczynek ma więc szansę rozrastać się wręcz w nieskończoność!
 
 
Być może zadajesz sobie teraz pytania:

1) Co z tego, że świat dzięki mnie będzie lepszy?

2) Co z tego, jeśli sam nic z tego nie będę miał?

3) A jeśli prędzej umrę, niż zdążę zobaczyć efekty swojego działania?
 
 
To proste.

Dzięki Tobie, dzięki nawet mikroskopijnym dobrym uczynkom świat będzie lepszym miejscem dla Twoich dzieci, wnuków i dalszych pokoleń.

Dla tych, których już teraz kochasz i będziesz kochał/kochała zawsze.

I dla tych, których nie zdążysz już zobaczyć.
 
 
A jeśli nie masz dzieci?

To świat będzie lepszym miejscem dla tych dzieci, które kiedyś na ten świat zaprosisz.

Albo dla dzieci z Twojej dalszej rodziny.
 
 
A jeśli nigdy nie miałeś rodziny?

To świat będzie lepszym miejscem dla tych dzieci, które są teraz w takiej sytuacji, w jakiej Ty sam byłeś wiele lat temu.
 


 

FINAŁ

Jeśli podobał Ci się ten newsletter, to…

nie mów o tym nikomu 😉
 


 

PS

Chcesz o czymś pogadać albo o coś zapytać?

Napisz do mnie!


     

     


     

    PS 2

    Znalazłem w tym tygodniu fajny filmik, który pomoże Ci zbudować markę:

     


     

    Ktoś podesłał Ci link do tego tekstu?

    Zapisz się na mój newsletter!

    Newsletter „Ten weekend zmieni wszystko!”