Chcesz w Polsce wyżyć z pisania? Rzuć wszystko i…

Storytelling w edukacji i biznesie | Copywriter z 12-letnim stażem

Chcesz w Polsce wyżyć z pisania? Rzuć wszystko i…

31 października 2019 Porady dla copywriterów 5

 


 

Wywiad z Tomaszem Węckim, twórcą bloga spisekpisarzy.pl i autorem poradnika „Jak napisać powieść”.

 


 

Zgodzisz się z tym, że znajdujemy się w takim miejscu w historii świata, w którym jeszcze nigdy tak wielu nie pisało, nie tworzyło – dla tak niewielu?

Nie, nie do końca.

Dlaczego?

Masz rację, jeśli chodzi o produkcję literatury – chyba nigdy ludzkość nie publikowała tak wielu książek w sytuacji globalnego zaniku czytelnictwa.

Bo wszystkie rozwinięte kraje mają z czytelnictwem jakiś problem, mniejszy lub większy. A mimo to populacja pisarzy rośnie.

To prawda.

Warto jednak spojrzeć szerzej na to, jak ludzie obcują ze słowem pisanym i z opowieściami w ogóle. Internet nie jest klasycznym medium pisma – to raczej medium obrazkowo-pisemne – ale działając w nim, musimy czytać i pisać.

Nie da się tylko klikać w ikonki czy siedzieć wyłącznie na YouTube. Zwłaszcza jeśli chcemy coś wyrazić czy znaleźć odpowiedź na swój problem.

Nie można skutecznie korzystać z internetu i nie czytać. Ja sam czytam każdego dnia więcej tekstów z sieci, niż wydrukowanych na papierze.

Podobnie z opowieściami.

Niby mamy mniejszą styczność z książkami, ale kiedy pojawi się nowy sezon ulubionego serialu, potrafimy pochłonąć go w jedną noc.

Dzięki grom komputerowym rozwijają się formy narracji wcześniej praktycznie nieznane. Nawet spece od marketingu chcą nas przekonywać do konsumpcji za pomocą storytellingu.

Nie musimy czytać książek, żeby zdobyć wiedzę lub rozrywkę wcześniej dostępne tylko dzięki nim. Więc czytamy mniej książek.

Ciągle jednak potrzeba ludzi, którzy potrafią władać słowem i opowieścią, być może teraz bardziej niż kiedyś. Opowieść i słowo są dosłownie wszędzie.
 


 

Co więc czeka nas w przyszłości, jeśli to tempo przyrostu tekstów (dzieł) zostanie utrzymane? Czy w tej materii istnieje jakiś krytyczny punkt, po przekroczeniu którego wszystko zacznie się cofać? Coś na podobieństwo teorii, w której Wszechświat rozszerzać się będzie tylko do pewnego momentu, a potem zacznie się kurczyć.

Kiedy przestaniemy potrzebować słów, przestaniemy potrzebować i pisarzy – wtedy rzeczywiście zauważysz, że ich liczba spada. Na razie ten biznes ma się świetnie. No chyba że martwisz się wyłącznie o los przemysłu wydawniczo-księgarskiego.

Raczej nie będę po nim płakał.

On faktycznie jebnie. Niektórzy powiedzieliby, że już jebnął i trzyma się w pionie tylko siłą inercji.

 


 

Jak zatem przebić się przez te miliardy słów pisanych w tej właśnie sekundzie przez naszych konkurentów? Jak dać o sobie znać potencjalnym czytelnikom?

Pytasz o skuteczną promocję.

Tak.

Powiem prosto.

Pisz ze szczerą intencją, aby rozwiązać problem czytelnika, albo chociaż poprawić mu dzień. Wtedy Twój tekst będzie mieć wartość nie tylko dla Ciebie. A kiedy już masz takie dzieło – wyskakuj z nim z każdej lodówki.
 


 

 


 

Myślisz, że każdy może zostać spełnionym pisarzem? A jeśli nie każdy, to kto ma na to największe szanse?

Aha, emfaza. Czyli zgadzasz się, że każdy może zostać pisarzem. Kiedy zaczyna się spełniony pisarz?

Nie mam bladego pojęcia…

 


 

A propos „pisarzowania”: czy warto tworzyć w oderwaniu od oczekiwań czytelników, trendów rynkowych i tym podobnych?

Czy lepiej pójść śladami Henry’ego Forda i zaoferować ludziom coś, czego raczej się nie spodziewają? Ford powiedział kiedyś, że gdyby zapytać ludzi, czego chcą, poprosiliby o szybsze powozy (dlatego zaoferował im samochód na każdą kieszeń).

No to Ford wyraził to dość trafnie. Czytelnik nie wie, czego chce – wręcz w oczekiwaniach często wpisze „zaskocz mnie”. A z drugiej strony, ma już określone potrzeby i spodoba mu się to, co jakoś w nie trafia.

Kłopotem dla pisarza jest identyfikacja tych potrzeb. I tu można, moim zdaniem, iść dwiema drogami.

Albo orientujesz się na to, co wiadomo o rynku, czyli małpujesz dzieła, które już odniosły jakiś sukces.

Albo orientujesz się na to, co Cię ciśnie, licząc jednocześnie, że podobne ciśnienie istnieje w innych ludziach – a więc że Twoja książka będzie wentylem dla wszystkich.

Żadna z tych strategii nie jest niezawodna. Naiwnym wydaje się, że pierwsza lepiej rokuje, ale to nie jest prawda.

Nigdy nie masz pewności, że małpujesz akurat te rzeczy, które najbardziej kręcą czytelników – albo które jeszcze im się nie przejadły.

 


 

Zmieńmy na chwilę temat. Gdzie mieszkałeś wcześniej, a gdzie mieszkasz teraz? Jak opisałbyś te dwa miejsca w możliwie najbardziej malarski sposób?

Malarski?

Wcześniej miałem wokół siebie szarość murów, grafity i granaty asfaltów, brąz rozdeptanego trawnika; powierzchnie płaskie lub wręcz odbijające światło; geometryczne formy, rozłożone na obrazie w powtarzających się wzorcach; krzykliwe kolory reklam i murali, kontrastujące z monotonnym tłem; światło rozproszone lub rzucane z kilku kierunków naraz.

Teraz: odcienie zieleni lub brązu, kremowy piasek, czerń ziemi, granat wody; rozmyta szarość mgły. Światło niemal wyłącznie naturalne, chyba że po zmroku – wtedy z nielicznych lamp, punktowo. Formy zmienne, ruchome, fraktalne, z łatwością układające się na zasadzie pareidolii: w twarz patrzącą spomiędzy liści, w postać znikającą za pniem drzewa. Głębokie cienie za taflą soczystych kolorów. Niezakłócona ciemność nocy.

Bajeczny opis!

 


 

Mam nadzieję, że nie jest to niedyskretne pytanie: dlaczego właściwie rzuciłeś wszystko i zamieszkałeś na wsi?

Bo miałem dosyć. Nie wiem jak to nazwać, wypalenie, kryzys wieku, co kto woli.

Znam to parszywe uczucie.

W pewnym momencie zrozumiałem, że to, co robię, jest bez sensu. Czytaj: nie po to tu jestem. Marnuję czas, którego już nie odzyskam.

 


 

Muszę zapytać Cię o te słowa z Twojego bloga:

Trzy lata temu robiłem „ważne rzeczy” dla wielkiego biznesu, zarabiałem bardzo przyzwoicie, ale też wydawałem nieporównanie więcej niż teraz. Pomimo tego, że moja praca była tak istotna – korzystała na niej garstka bogatych kolesi. Zwykły człowiek uznałby ją za coś zbędnego.

O jaką pracę chodziło? I czy miarą sensowności pracy jest to, ile osób będzie miało z niej pożytek?

Pisałem różne teksty „dla firmy”. Głównie dokumentacje techniczne i projektowe, materiały szkoleniowe, czasem coś związanego z PR. Wszystko po angielsku.

A sensowność pracy mierzę tym, jaki sam mam z niej pożytek. Po prostu tak się składa, że osobiście wolę robić coś, co może spowodować prawdziwą zmianę; pomóc komuś, kto tej pomocy faktycznie potrzebuje.

 


 

Sam nie miałem z tego satysfakcji, poza dumą z dobrze wykonanego zadania. Więc chodziło głównie o kasę, którą i tak rozpierdalałem na głupoty. W zamian za tę przyjemność musiałem poświęcać do 12 godzin dziennie, aby realizować cudzą agendę.

Czy nie kusiło Cię, żeby nadal robić to wyłącznie dla pieniędzy, a po godzinach rzucać się do tworzenia tego, co naprawdę kochasz?

Tak, kusiło mnie na tyle, że minęły dwa lata, zanim wyniosłem się z miasta. W tym czasie robiłem dokładnie to, co sugerujesz. Moje konto miało się dużo lepiej niż teraz, ale to jedyny pozytyw.

Człowiek ma ograniczony czas, energię i siłę woli – nie można równie dobrze robić wszystkiego naraz. Trzeba zdecydować, co jest ważne. A później tak zorganizować życie, żeby do tego dążyć.

Inaczej rozdrabniamy się na pierdoły; oddajemy swoją energię twórczą komuś innemu.

 


 

Mam ogródek, dzięki któremu oszczędzam kilka tysięcy w skali roku na warzywach. Z lasu każdego roku wynoszę około tysiąca złotych w grzybach, borówkach i ziołach.

Ogrzanie mojej chaty nigdy nie kosztowało więcej niż 1600 za cały sezon. Mam studnię, przez co za wodę nie płacę nic. Robię własne sery, piekę własny chleb. Dwie osoby mogą żyć w takich warunkach za tysiąc złotych miesięcznie – choć liczę średnio 1500 na poczet napraw i niespodziewanych wydatków.

Wszystko, co zarobię ponadto, mogę odłożyć na konto oszczędnościowe albo zainwestować. Ale przede wszystkim, nie muszę zarabiać więcej. I właśnie to – że nie muszę – kompletne zmieniło moje życie.

Na czym polegała ta zmiana? Co zmieniło się jako pierwsze, a co jeszcze czeka na swój czas?

Zmiana spowodowana tym, że nie muszę harować jak wół na spłatę wszystkich rachunków? No wiesz… najpierw zorientowałem się, że mogę mieć weekend przez cały tydzień!

Łatwo się do tego przyzwyczaić, czego nie polecam. Twórca jest twórcą dopiero, kiedy tworzy. Więc to byłaby pierwsza duża zmiana: że musiałem nauczyć się innej organizacji czasu, innego podejścia do swojej pracy.

W sumie ciągle nie osiągnąłem takiego poziomu, jakbym chciał – nie piszę, na przykład, powieści co rok. Najwyraźniej właśnie to czeka na swój czas.

Na bardziej intymnym poziomie – zmiana otoczenia i warunków bardzo pomogła mi przemyśleć różne sprawy, zrewidować poglądy, zmierzyć się z tym, przed czym uciekałem jeszcze od dzieciństwa.

Krótko mówiąc: wyrzucić z głowy śmieci i zamienić je na coś pożytecznego. Nadmiar wolnego czasu tak właśnie działa – o ile człowiek nie postanowi go zmarnować na narkotyczny ciąg rozrywek.

 


 

Napisałeś na blogu, że kreatywność to kwestia nastawienia, a nie talentu. Jak to dzieje się w Twoim przypadku? Jak „nastawić się” na bycie kreatywnym? Guzik z jakim napisem trzeba najpierw wcisnąć?

OK, ale moja metoda jest moja. To nie znaczy, że nie zdradzę jej, bo jest tak zarąbiście skuteczna. Po prostu – nie ma szans, żeby zadziałała dla kogoś innego poza mną.

Podejrzewam, że nikt nawet nie zrozumie, o czym mówię. Właśnie to jest trudność: żeby znaleźć coś, co faktycznie działa dla Ciebie. Coś Twojego. Coś, co Cię uruchamia.

Jeśli musiałbym doradzać, to raczej ogólnie. Znajdź czas na spokojną kontemplację. Bądź jak najbardziej otwarty na swoje wnętrze – na to, co do Ciebie przychodzi.

Nie wartościuj, nie kombinuj („czy to się opłaci?”), nie uciekaj. Uczciwie przyznaj, jeśli coś Cię kręci – nawet jeśli to trochę żenada.

Bądź po prostu prawdziwy, przynajmniej sam wobec siebie, i staraj się dostrzec jak najwięcej z tego, czym jesteś. Poza tym, postaraj się o kontakt z przyrodą.

I nie bój się cieni, bo akurat twórcy nie wypada.

 


 

Twierdzisz, że umiejętności pisarskie to kwestia treningu, a nie wrodzonej magii. W jaki sposób najlepiej trenować tę sztukę? Od czego radzisz zacząć? Jak sam to robisz?

Uf, no temat rzeka! Ale ej, sam dobrze wiesz, że najlepsza metoda na trening pisarski to pisać. A później weryfikować efekty, rzucając tekstem w ludzi.

Zgadzam się!
 


 

Wiara w talent literacki wpędza w złudzenia. Najgorszym z nich jest przekonanie o wyjątkowości osób trudniących się pisaniem.

Odnośnie wyjątkowości: dlaczego świat z taką uwagą słucha się artystów / celebrytów wypowiadających się na tematy polityczne? W czym pisarz / piosenkarz / tancerz jest w tej materii lepszy od powiedzmy lekarza czy kierowcy autobusu?

Wychodzimy z założenia, że skoro ktoś odniósł sukces, to musi być inteligentny, a skoro jest inteligentny, to rozumie więcej niż statystyczny Polak.

To, plus taki już los celebryty, że musi się pokazywać przed kamerą, inaczej przestaje mieć znaczenie. W tej pozycji każdy wyskakiwałby przed szereg z dowolną opinią.

 


 

Zastanawiałeś się kiedyś, kim jest Twój czytelnik (bloga, ale i książek)? Gdybyś miał stworzyć „portret pamięciowy” takiej osoby, co by się w nim znalazło?

Wiesz, mam statystki, które malują ten obraz za mnie. Spisek Pisarzy czytają głównie kobiety w wieku od 18 do 36 lat, aktywne czytelniczki z ambicjami twórczymi, zainteresowane kulturą również w szerszym kontekście.

Ale powiem Ci szczerze, że gdyby Google i Facebook nie zbierały za mnie tych danych, nawet bym się nie zastanawiał. No dobrze, może w specyficznych sytuacjach, jak celowanie reklam, jest to przydatne.

Nie wyobrażam sobie jednak „idealnego czytelnika” podczas pisania, ani nie kieruję swoich tekstów do „dominującej demografii”. Tworzę dla wszystkich, którzy chcą mnie wysłuchać – a więc orientuję się tylko na to, co mam do powiedzenia.

 


 

Jak wygląda pisanie powieści czy generalnie dłuższej formy – kiedy początkiem całego procesu jest zdjęcie znalezione na Instagramie? Co dzieje się później, w następnych etapach?

Odnosisz się chyba do tekstu Angeli, który jakiś czas temu wrzuciliśmy na Spisek.

Tak, tak.

Przy długich formach w ogóle musisz się nastawić na pracę przez kilka miesięcy, jeśli nie przez rok lub dłużej. Pojedyncza inspiracja nie przetrzyma takiego czasu.

Z tym zdjęciem najlepiej więc zrobić tak, że dodajesz je do referencji, zbierasz jeszcze trochę podobnych inspiracji, a później (byle nie zbyt późno!) siadasz nad nimi – i próbujesz wyczaić, do jakich krain Cię prowadzą.

Albo: jak dane zdjęcie pasuje do reszty układanki. Idealnie, jeśli po takiej sesji można już sobie zanotować coś konkretnego w kajeciku. Na przykład, sformułować motyw albo oś konfliktu.

 


 

I ostatnie pytanie: kto NIE powinien przeczytać Twojego poradnika „Jak napisać powieść”?

To nie jest książka dla mędrków, którzy wiedzą wszystko, a więc nowej wiedzy nie cierpią, bo przecież skoro wcześniej jej nie znali, to musi być nieprawdziwa.

Mam nawet empiryczny dowód, że mój poradnik to najgorszy prezent dla kogoś takiego – wszystkie negatywne opinie, które otrzymałem, pochodzą od ludzi, którzy go ocenili przed przeczytaniem…

W takim razie, kto powinien sięgnąć po niego choćby dziś? I jak ma to zrobić? Gdzie można go kupić?

Przyda się każdemu, kto chce zrozumieć i zorganizować pracę nad powieścią. Napisałem go zresztą, żeby sprowokować czytelników do własnych przemyśleń nad procesem pisarskim – więc przyda się nawet doświadczonym twórcom, którzy chcą zweryfikować swoje nawyki.

Na pewno nikt inny w Polsce nie pisał tak trzeźwo o przemianie bohatera i o konstruowaniu fabuły.

Brzmi to jak przechwałka, ale niestety wiem, o czym mówię – zanim zabrałem się do pracy, zrobiłem szerokie rozeznanie wśród poradników dostępnych po polsku. I wyszło na to, że mamy naprawdę dużo do nadrobienia.

 
Poradnik „Jak napisać powieść?” można dostać na mojej stronie: jaknapisacpowiesc.pl – a każdemu, kto złoży zamówienie, polecam wpisanie kodu MACIEJ na darmową wysyłkę.
 
 


 

Miejsca, które musicie odwiedzić:

Poradnik pisarski: www.jaknapisacpowiesc.pl
 
Grupa Spisku na FB: https://www.facebook.com/groups/659632377866239/
 
Spisek Pisarzy: www.spisekpisarzy.pl
 
Nowy blog lifestylowy dla dziwnych: www.dziwniludzie.pl

 


 

Zapraszam Cię na kurs:

DARMOWY kurs copywritingu oraz kreatywnego pisania (12-miesięczny)


 


 

Warto zobaczyć również:

Niezwykły wywiad z Joszkiem Brodą: https://maciejwojtas.pl/joszko-broda

 


 

5 komentarzy

  1. izabela pisze:

    ciekawy wywiad też piszę

  2. Andrzej pisze:

    Świetny wywiad. Trafił chyba w najlepszym dla mnie momencie bo sam jestem w takim miejscu, że czas rzucić to wszystko w cholerę i w końcu napisać książkę, do której przymierzam się już półtora roku, tylko jakoś nie mogę się zabrać. Może ten wywiad będzie dla mnie kopniakiem. Na razie dłubię drobne formy (np. Irlandzki Fuckup), dla treningu ręki i głowy. Potem w końcu zabiorę się za to, co leży, czeka, zerka na mnie z notatek i patrzy w kalendarz z niemym pytaniem, dlaczego tak długo się opieprzam 🙂

    Na Spisku pisarzy już byłem przelotem, ale chyba tam wrócę i zostanę na dłużej.

    • Maciej pisze:

      Z pisaniem książki jest ten problem, że nie masz dedlajnu na szyi. A skoro terminy nie gonią, to po co si spieszyć? I tak mija kolejny roczek…

  3. Nie ma przypadków, są tylko znaki. Ten wpis jest całkowicie dla mnie. Wiele zdań, które do mnie przemawiają, nawet więcej, wyrażają to, co myślę. Np. to: „Człowiek ma ograniczony czas, energię i siłę woli – nie można równie dobrze robić wszystkiego naraz. Trzeba zdecydować, co jest ważne. A później tak zorganizować życie, żeby do tego dążyć”. Ja jestem właśnie na takim etapie 🙂

Skomentuj Maciej Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *