Copywriting: jak zaszokować pracodawcę i… wygrać? [case study]

Storytelling w edukacji i biznesie | Copywriter z 12-letnim stażem

Copywriting: jak zaszokować pracodawcę i… wygrać? [case study]

29 maja 2020 Szukanie pracy Z życia copywritera 20


 


 

Wpis z 2015 roku

 


 
Szukanie zleceń w branży kreatywnej to ciężka praca.
 
Czasami jednak warto zagrać ostrzej i zrobić coś zupełnie niestandardowego.
 
Mam dla Was cztery historie: trzy z nich zakończyły się pełnym zwycięstwem.
 
A czwarta? Cóż, na telefon od tego pracodawcy czekam już czwarty rok… 

 


 

Zacznę od historii bez happy endu.

 


 

Historia z panią Barbarą w tle

 
Rok 2011.
 
Aplikowałem do dużej (o ile nie największej) firmy hostingowej w Polsce na stanowisko copywritera.
 
Szanse dostania się tam dla osoby praktycznie bez żadnego doświadczenia były gorzej niż zerowe.
 
Ale dzięki temu nie miałem totalnie nic do stracenia, za to bardzo wiele do zyskania.
 
 
Wysłałem dwa maile.
 
Pierwszy był zgłoszeniem mojej kandydatury, a drugi – fikcyjną odpowiedzią na ten pierwszy.
 
Wtedy myślałem, że to jest zabawne.
 
A dziś – jakby to powiedzieć…
 
Zresztą, zobaczcie sami:
 
 
Mail nr 1
 
[Tytuł maila:] Hcę pisać lekramy bo umię to i lóbię bardzo je
 
Najdrorzsza Pani Barbaro
 
Tak jak napisałem wew tytóle listu mego
lekramą hcę się zajońć
boć robię to od małego.
 
Pozdrawjam i ściskam serdecznie i czóle
Maciej Wojtas
 
PS
Co to jest kopirajter?
 
PS nr 2
Angielski znam właściwie hyba dobże nawet.
 
 
Mail nr 2
 
Szanowny Panie Macieju,
 
dziękujemy za nadesłanie aplikacji na stanowisko copywritera. Jesteśmy pod wrażeniem Pańskich umiejętności językowych.
 
Pański nieortodoksyjny stosunek do zasad ortografii jest szeroko komentowany w naszej firmie.
 
Oczywiście oddzwonimy do Pana w najbliższym, wolnym i dogodnym dla nas terminie. Szkoda, że nie podał nam Pan swojego numeru telefonu.
 
Z wyrazami nieukrywanego szacunku
Barbara Zientara
HR, PR & SEO Specialist
 
 
Jak łatwo się domyślić, nie dostałem tej roboty 🙂 

 


 

Mam jednak dla Was trzy przykłady równie niestandardowych akcji, które akurat zakończyły się pełnym sukcesem. Oto one:

 


 

1. Fuck!

 
Rok 2015.
 
Wpis na facebookowej grupie Agencje reklamowe/PR poszukują.
 
Nie zamierzam się właściwie tam ogłaszać.
 
Natykam się jednak przypadkowo na to zdjęcie z serialu Shameless, a ono uruchamia całą lawinę zdarzeń:
 
shame
 
Przychodzi mi do głowy, że ludzie na zdjęciu to klienci, którzy mają dość reklam, dość wciskania kiepskich produktów itp.
 
Generalnie – mają dość wszystkiego.
 
To świetny punkt zaczepienia, więc dalej mam już z górki. Tworzę tekst ogłoszenia:
 
 
Spójrz na zdjęcie.
Klienci właśnie tak reagują na Twoje produkty?
Fantastycznie!
 
Mają gdzieś Twoją markę?
Ekstra!
 
Sprzedaż leży i nie zamierza wstać?
Cudownie!
 
Uwielbiam trudne zlecenia.
 
Jeśli potrzebujesz copywritera, napisz do mnie:
poczta [małpa] maciejwojtas.pl
 
Jeśli Twoja agencja potrzebuje copywritera,
skontaktuj się ze mną.
 
Jeśli Twoja matka/żona/kochanka potrzebuje copywritera, dowiedz się, o co chodzi, a potem powiedz im o mnie.
 
 
Efekt przechodzi najśmielsze oczekiwania.
 
[Link do ogłoszenia]

 


 

2. Stary człowiek i (nadal) może

 
Rok 2014.
 
Ogłoszenie jednej z topowych warszawskich agencji.
 
Szukają copywritera specjalizującego się w motoryzacji.
 
Nie daję sobie większych szans: milion chętnych i wszyscy dużo młodsi ode mnie.
 
Postanawiam jednak zaryzykować.
 
Robię coś jeszcze: przekuwam moją wadę, czyli podeszły jak na tę branżę wiek – w zaletę.
 
W pliku z aplikacją, oprócz linku do portfolio, umieszczam jedynie krótkie, ale wymowne zdanie:
 
 

„Kiedy inni copywriterzy uczyli się literek, ja prowadziłem już swój samochód…”

 
 
Dorzucam tylko podpis, przy okazji zdradzam, ile mam lat:
 
 

Maciej Wojtas (prawo jazdy od 1995 roku)

 
 
Przechodzę do drugiego etapu.
 
Robię zadanie kwalifikacyjne.
 
Wygrywam, pokonując wszystkich.

 


 

3. Ucieczka z psychiatryka

 
Pierwsza przygoda z agencją reklamową i chyba najbardziej zakręcony pomysł na zdobycie zlecenia.
 
Rok 2005 albo 2006.
 
W gazecie (papierowej) znajduję ogłoszenie o naborze do świetnej krakowskiej agencji reklamowej.
 
Nie mam portfolio, nie mam referencji, nie mam doświadczenia.
 
Mam więc wszystko, by dać sobie spokój z tym ogłoszeniem.
 
 
Zakładam sobie fikcyjny adres mailowy.
 
Podszywam się pod nieistniejącego (fikcyjnego) lekarza psychiatrii.
 
Wymyślam mu imię, nazwisko i parę innych detali.
 
Starannie sprawdzam też, czy taka osoba nie istnieje w rzeczywistości.
 
Wpadka mogłaby spowodować katastrofę.
 
 
Piszę maila do agencji reklamowej.
 
Mail jest bardzo wiarygodny i merytorycznie bezbłędny (dobry research to podstawa).
 
Dla bezpieczeństwa, między wierszami, delikatnie „puszczam oko” do odbiorcy maila.
 
To na wypadek, gdyby ten z jakichś powodów był pozbawiony poczucia humoru i wziął to wszystko na poważnie.
 
W mailu ostrzegam pracowników agencji przed niebezpiecznym zbiegiem ze szpitala psychiatrycznego, któremu wydaje się, że jest copywriterem.
 
Wszystko ubrane jest w fachowy, „lekarski” język.
 
 
Następnego dnia piszę maila do agencji już „jako ja”.
 
Wysyłam wiadomość z mojego adresu.
 
Dostaję zaproszenie na rozmowę, a potem zadanie rekrutacyjne.
 
Wygrywam casting.
 
W szoku jestem do dziś…

 


 

Wnioski?

 
1. Praca w branży kreatywnej ma tę zaletę, że aplikując np. do agencji reklamowej, możemy ostro „popłynąć”. Czyli zrobić coś, co księgowemu, prawnikowi czy lekarzowi po prostu nie wypada.
 
2. Warto czasem zaryzykować, żeby zdobyć zlecenie. Oczywiście łatwiej jest, gdy mamy komfort posiadania stałej pracy. Co nie znaczy, że nie można spróbować jazdy po bandzie, mając finansowy nóż na gardle.
 
W moim przypadku – paradoksalnie – takie niestandardowe akcje przeprowadzane w tych trudnych sytuacjach okazywały się o wiele skuteczniejsze.

 


 

Zobacz bajeczne referencje:

 
KLIKNIJ TUTAJ
 


 

Odwiedź bajeczne miejsce, które stworzyłem dla mądrych rodziców:

 
KLIKNIJ TUTAJ
 


 
[fot. Scena z serialu Shameless, materiały promocyjne kanału filmowego Showtime]

 


 

 

20 komentarzy

  1. Elar pisze:

    Fajne pomysły, pytanie tylko, czy castingi wygrane, bo spodobały im się te teksty, czy po prostu nikogo innego nie było na to miejsce albo były osoby, które nie umieją pisać, nawet humorystycznie. 😉

  2. rademachera pisze:

    Kuśwa. Dlaczego nie pomyślałam o zawodzie copywritera? Na hryń mi te papiery księgowej?!

  3. Magda M. pisze:

    Mimo, że nie jestem z branży, przeczytałam z zainteresowaniem. Świetne historie i duża inspiracja, bo przecież jak się chce, to można! A jak się nie chce, to przynajmniej można spróbować 😀

  4. Kamila Posobkiewicz pisze:

    Jestem pod wrażeniem. Nie wiem, czy zdobyłabym się na taką nonszalancję, ale podoba mi się Twoja kreatywność, zwłaszcza z tekstem o prawie jazdy! Dobrze jest mieć do siebie dystans.

  5. Prószący śnieg za oknem wraz z temperaturą na minusie, wpłynęły nie tylko na trudności z otwieraniem przymarzniętych drzwi balkonowych, ale także na otworzenie się mojego umysłu w ostatnim czasie. Produkuję teksty jak popierdolona zaangażowana, ale mało co z tym robię, bo temperatura mojego zapału jest tożsama z temperaturą na zewnątrz. Dziękuję za ten tekst, a właściwie powinnam powiedzieć, za kopa w dupę. Przypomniałeś mi, że umiem i lubię działać nieszablonowo. I że wystygła mi kawa, czas zrobić kolejną, ciepłą.

  6. archistacja pisze:

    Haha, ucieczka z psychiatryka najlepsza 😀

  7. Zaniczka pisze:

    Eh ta niewykorzystana szansa aż szkoda 🙂 następnym razem podawaj numer tel 🙂

  8. Goga pisze:

    Podoba mi się ta historyjka z ucieczką z psychiatryka 😀 Czytam Cię i tak sobie myślę, że mamy podobne podejście. Lubię nieszablonowe myślenie i te dziwne pomysły, ale jest jeszcze coś. Dzisiaj nie wystarczy być kreatywnym, to bardzo nadużywane pojęcie, chociaż bardzo lubię to słowo :). Nie widzę problemu w zrobieniu czegoś oryginalnego, ale z drugiej strony nie lubię obnosić się z tym. Myślę, że kreatywność w parze ze skromnością jest bezcenną zaletą i właśnie tą skromność cenię najbardziej 🙂

    • Maciej Wojtas pisze:

      To stara historia sprzed 11 lat 🙂 Uznałem, że zasługuje na wzmiankę 🙂 Fakt, może to mało skromne z mojej strony, ale raz na czas można trochę pogwiazdorzyć 😉

      • Goga pisze:

        To już się chyba kwalifikujesz do copywriterskich dinozaurów 🙂 Ja Ci absolutnie niczego nie zarzucam 🙂 Pisałam to bardziej w kontekście ogólnym, że odrzuca mnie chwalipięctwo i silenie się na kreatywność, gdy nie ma się nic ciekawego do zaprezentowania (mam na myśli kilka ogłoszeń 🙂

        • Maciej Wojtas pisze:

          W takim razie źle Cię zrozumiałem 🙂
          A co do wieku – strasznie żałuję, że nie jestem młodszy.
          Pisanie (a właściwie kreatywne myślenie) przychodzi mi z coraz większym trudem 🙂

          • Goga pisze:

            Ja jestem młoda, ale chyba wolałabym być starsza (mózgowo trochę tak się czuję, zawsze tak jest!). Też mam czasem zastój – kilka dni nie stworzę nic sensownego, ale w kolejnym wystarczy mi pięć godzin, żeby odrobić kilka dni. Pracuję nawet jak mam migrenę. Nie umiem odpoczywać. To jest niesamowite do czego zdolny jest mózg 🙂 To nic złego, tak myślę 🙂

  9. Matczysko.pl pisze:

    super tekst 🙂
    śmiechnęłam sobie z rana i chyba usmiech będzie mi towarzyszył do końca dnia. Nie zawsze perfekcja i idealnie dobrane słowa sprawią, że dostanie się pracę. Grunt to pomysł, a w dzisiejszych czasach im dziwniejszy tym lepiej 🙂

Skomentuj Maciej Wojtas Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *