7 rzeczy, którymi zapunktujesz podczas rekrutacji [poradnik dla freelancerów]
Zostałem poproszony o pomoc w przeprowadzeniu trzech rekrutacji. Miałem znaleźć copywritera oraz tłumaczy kilku europejskich języków. Nie spodziewałem się, że ta chwilowa zamiana ról będzie tak inspirująca.
Milion chętnych
Przede wszystkim doświadczyłem na własnej skórze, co znaczy dla rekrutera „milion chętnych” na jedno zlecenie. A oznacza co najmniej trzy rzeczy:
1. Mnóstwo czasu, który trzeba poświęcić na czytanie aplikacji.
2. Jeszcze więcej na skrótowe chociażby odpisanie każdemu.
3. Problem z wyborem najlepszego kandydata. Nie sądziłem, że to takie trudne.
Sam popełniam błędy
Po drugie, zrozumiałem, że sam popełniam jeszcze sporo błędów, aplikując o pracę. Wydawało mi się, że mając tak duże doświadczenie w tym zakresie – wiem już o tym chyba wszystko.
Poniżej przedstawiam spostrzeżenia z mojej rekrutacji.
7 refleksji po rekrutacji. Na co kandydaci powinni zwrócić uwagę?
1. Wyróżnij się intrygującym nagłówkiem maila
W powodzi maili o tym samym tytule, każde odstępstwo od normy od razu rzuca się w oczy. Taki nagłówek zdaje się prosić „kliknij mnie, jestem wyjątkowy”. Takie maile zawsze otwierałem w pierwszej kolejności.
2. Stosuj się do instrukcji / poleceń pozostawionych przez zleceniodawcę
Trochę w opozycji do pierwszego punktu stoi kolejne spostrzeżenie. Fajnie jest się wyróżnić, ale jeśli zleceniodawca ma do przejrzenia dziesiątki, a niektórych przypadkach setki zgłoszeń, najbezpieczniej będzie wysłać je tam, gdzie on sobie tego zażyczył.
Jeśli chce na maila – to na maila. Jeśli na priv – to na priv. Jeśli gołębiem – to gołębiem.
Wtedy wszystkie aplikacje będzie miał w jednym miejscu. Dzięki temu rekrutacja przebiegnie szybciej i sprawniej.
Jak zarabiać na swojej pasji 30-100 tysięcy dolarów rocznie?
3. Pisz konkretnie i na temat
Święta zasada publikacji w Internecie brzmi:
Nie każ mi myśleć.
4. Miej portfolio (najlepiej w formie strony internetowej)
To bardzo ułatwia pracę i podejmowanie ostatecznych decyzji. Chociaż paradoksalnie, jedną z rekrutacji wygrała osoba nie posiadająca strony internetowej. Po prostu jej prace świetnie broniły się same. Nie potrzebowały „opakowania” w postaci typowego, internetowego portfolio.
5. Zadbaj o kolejność tekstów w portfolio / usuń z niego słabe rzeczy
Spójrz na swoje portfolio świeżym okiem. Popatrz na nie okiem rekrutera. Jeśli wysyłasz plik z tekstami, na samym początku umieść prawdziwą petardę. A potem coś jeszcze lepszego. Wywołaj trzęsienie ziemi, a dalej niech napięcie będzie dalej wzrastało.
Tutaj bardzo liczy się pierwsze wrażenie. Jeśli będzie pozytywne, zleceniodawca połknie haczyk i będzie czytał dalej i dalej i jeszcze dalej. A potem poprosi o więcej.
Jeśli jednak pierwszy tekst, z którym zetknie się rekruter, będzie taki sobie, to nawet jeśli kolejne będą godne literackiego Nobla – rekruter po prostu przejdzie do kolejnej aplikacji. Chyba, że będzie miał czas „podrążyć” dłużej w twoim portfolio. Szczerze mówiąc, to jednak mało realne.
Usuń też z portfolio rzeczy, które są po prostu słabe. Inaczej będą mogły negatywnie rzutować na całą resztę:
Trzy rewelacyjne teksty zrobią większe wrażenie niż trzydzieści średnich albo trzysta słabych.
6. Zaskocz swoją wiedzą na temat klienta / pracodawcy
Zawsze uważałem, że to kiepski pomysł.
Że takie wkradanie się w czyjeś łaski to czyste wazeliniarstwo. Dostałem jednak kilka zgłoszeń, w których widać było, że osoba aplikująca zadała sobie trud, by poznać zleceniodawcę, chociażby przeglądając jego stronę internetową. I zadziałała tutaj chyba zasada wzajemności:
Jeśli ty robisz coś dla mnie, to ja zrobię coś dla ciebie.
Takie maile zdecydowanie bardziej rzucały się w oczy.
7. Sprawdź nazwę firmy, nie rób błędów w imionach i nazwiskach
Akurat dla mnie to nie problem, jeśli ktoś przekręci imię czy nazwisko. Sam kiedyś aplikowałem do firmy i w mailu czy liście motywacyjnym kilka razy twórczo przekształciłem (niechcący) nazwę niedoszłego pracodawcy. Bardzo żałuję, że niedoszłego.
Ale dla kogoś innego może to być oznaka lekceważenia, nawet jeśli ta pomyłka była zupełnie niezamierzona.
Czego w Polsce brakuje i na czym można zarobić?
A co na to Internet?
Postanowiłem sprawdzić, co na temat szukania pracy można znaleźć w sieci. Okazało się, że rekruterzy uskarżają się na rzeczy, z którymi praktycznie w ogóle się nie zetknąłem podczas wykonywania swojego zadania:
1. Bezmyślne kopiowanie tych samych formułek
Zupełnie jakby osoba aplikująca chciała powiedzieć:
Nie chciało mi się pisać zupełnie od zera, więc skopiowałem coś dla ciebie, co prawda nie za bardzo na temat, ale jak się dobrze przyjrzysz, to wyłuskasz jakieś informacje o mnie, no to nara, miłego rozkminiania, lecę, bo muszę odpisać na jeszcze dwadzieścia ogłoszeń, hej.
2. Błędy ortograficzne i stylistyczne
Nie zauważyłem.
3. Silenie się na kreatywność
Również nie znalazłem niczego, co znacznie odbiegałoby od normy.
Historia z życia wzięta
Przy okazji „silenia się na kreatywność” przypomniała mi się historia z czasów, kiedy byłem młody i mniej rozgarnięty. Był rok 2012. Aplikowałem do dużej (o ile nie największej) firmy hostingowej w Polsce na stanowisko copywritera.
Szanse dostania się tam dla osoby praktycznie bez doświadczenia były gorzej niż zerowe. Ale dzięki temu nie miałem totalnie nic do stracenia, za to bardzo wiele do zyskania.
Wysłałem dwa maile. Pierwszy był zgłoszeniem mojej kandydatury, a drugi – fikcyjną odpowiedzią na ten pierwszy. Wtedy myślałem, że to jest zabawne. A dziś – no cóż… Zobaczcie sami:
Mail nr 1
Hcę pisać lekramy bo umię to i lóbię bardzo je
Najdrorzsza Pani Barbaro
Tak jak napisałem wew tytóle listu mego
lekramą hcę się zajońć
boć robię to od małego.
Pozdrawjam i ściskam serdecznie i czóle
Maciej Wojtas
PS
Co to jest kopirajter?
PS nr 2
Angielski znam właściwie hyba dobże nawet.
Mail nr 2
Szanowny Panie Macieju,
dziękujemy za nadesłanie aplikacji na stanowisko copywriter.
Jesteśmy pod wrażeniem Pańskich umiejętności językowych.
Pański nieortodoksyjny stosunek do zasad ortografii jest szeroko komentowany w naszej firmie.
Oczywiście oddzwonimy do Pana w najbliższym, wolnym i dogodnym dla nas terminie. Szkoda, że nie podał nam Pan swojego numeru telefonu.
Z wyrazami nieukrywanego szacunku
Barbara Zientara
HR, PR & SEO Specialist
Podsumowanie, czyli siła drobiazgów
Czy te zasady są naprawdę aż takie ważne? Jeśli na jedno miejsce aplikuje sto osób prezentujących zbliżony poziom – to takie drobiazgi jak te, o których wyżej napisałem, mogą „zrobić różnicę” i przechylić nieco szalę na naszą korzyść.
Zobacz 1742 pomysły na biznes, na których będzie Ci najłatwiej zarobić
3 komentarze
Jeśli gołębiem – to gołębiem 🙂
Rozbawił mnie ten „tfuj” mail 😀
:))
Dzięki za wpis. Temat dotyczy całej branży kreatywnej, nie tylko copywriterów. 🙂
A tak z innej ale powiązanej beczki. Kiedy szukałam ludzi do swojego działu IT i raportowania, największym problemem były bezczelne kłamstwa w CV i liczne certyfikaty niepotwierdzone ani wiedzą ani umiejętnościami (celowo to rozdzielam). Umiejętności sprawdzałam przygotowanymi krótkimi testami (określającymi poziom!), dodatkowo proste i luźne pytanie w rozmowie z naprawdę podstawowej wiedzy teoretycznej, które każdy kto choć uruchomił np. Excela byłby wstanie odpowiedzieć, a co dopiero z jakimś certyfikatem. Przynajmniej tak mi się wydawało, no niestety…
Dodam, że w pracy biurowej czasem lepiej wybrać osobę, która po prostu samodzielnie myśli i przyuczyć ją do stanowiska niż najlepsze, najciekawsze i najładniejsze CV.