Copywriting: Chcesz pisać lepiej? Lepiej to wytnij [PORADNIK]
Ostatnio bawię się w ogrodnika. Najpierw piszę tekst. A potem biorę klawisz „delete” do ręki i wycinam nim całe hektary niepotrzebnych zdań.
Efekt? Jest lepiej. Dużo lepiej.
Dlaczego less is more?
Dlaczego im mniej słów, tym więcej treści? Bo taka sytuacja zmusza czytelnika do wysilenia wyobraźni. A mózg kocha takie wyzwania. Uwielbia samodzielnie zapełniać luki, na które napotyka w tekście.
Paradoks minimalizmu
Zauważyłem, że teksty po usunięciu z nich nadmiaru słów – nie tracą na wartości. Wręcz przeciwnie, zyskują nową jakość.
Potrzebowałem aż dwustu wpisów na blogu, by to zrozumieć. Co więcej – zaobserwowałem, że takie minimalistyczne artykuły często są czytane od deski do deski.
Co warto usunąć z tekstu?
Podpowiedzią jest jedna z zasad tworzenia scenariuszy filmowych. Mówi ona, że jeśli jakaś scena nie posuwa akcji do przodu, to znaczy, że jest zbędna. I należy ją wyrzucić.
Jeśli więc jakieś zdanie jest powtórzeniem poprzedniej myśli, warto się zastanowić, czy aby na pewno jest potrzebne. Chyba, że celowo wprowadzamy wielokrotne repetycje (dla wzmocnienia przekazu).
Ile waży jedno słowo?
Im mniej słów, tym większy staje ciężar każdego z nich.
Weźmy na przykład przysięgę małżeńską. Gdyby napisali ją urzędnicy unijni, umowa liczyłaby pewnie jakieś tysiąc stron.
I odwrotnie: im więcej słów, tym mniejsze ich znaczenie. Zupełnie inaczej odbieramy sąsiadkę, która potrafi nawijać na wdechu i wydechu, a inaczej mrukliwego sąsiada, który wpada do nas z tekstem:
Sąsiad, przyszłem po wiertarkę.
Zobaczcie, ile treści kryją te cztery słowa. Ile w nich niuansów i niedopowiedzeń:
- sąsiad – to słowo sugeruje konkretny stopień zażyłości, niezbyt bliski, ale i niezbyt daleki
- przyszłem – określa status osoby + wprowadza element tajemnicy (nie wiemy, czy sąsiad przyszedł ją pożyczyć, czy oddać)
- po wiertarkę – to z kolei ustawia scenę gdzieś w okolicach soboty po południu.
A skoro jesteśmy już przy niedopowiedzeniach…
Siła niedopowiedzeń
O ile w prawdziwym życiu ślizganie się po niedopowiedzeniach grozi katastrofą, to w tekstach sprawdza się znakomicie. Na pewno wiecie, co mam na myśli.
Chcesz pracować zdalnie jako copywriter?
Zobacz listę agencji, które oferują możliwość zdalnej współpracy
Przykłady zdrowego minimalizmu
Na koniec coś konkretnego. Ostatnio zaliczyłem dwa świetne filmy i jedną genialną książkę. Każda z tych rzeczy jest pochwałą minimalizmu:
- „Her” – film na jednego aktora i głos kobiecy (recenzja)
- „La La Land” – skrajnie prosta historia miłosna podana tak, że aż (lepiej niedopowiedzieć)
- „Całe życie” – bardzo krótka książka, która została nominowana do nagrody Bookera (recenzja)
Szukasz copywritera, który wie, jakie słowa są zbędne? Napisz do mnie:
49 komentarzy
Czytam to już chyba po raz piąty (i komentuję po raz drugi) i z każdym kolejnym razem coraz bardziej uświadamiam sobie, że masz cholerną rację.
Zasada „less is more” działa (prawie) zawsze 🙂
I w bardzo wielu dziedzinach życia.
Nie zgodzę się. Prostota języka jest ważna u nauczycieli, reporterów, polityków, lekarzy, blogerów prowadzących strony poświęcone konkretnym tematom.
A co z resztą? Co z ludźmi posługującymi się wielokrotnie złożonymi zdaniami, tymi którzy potrafią barwnie mówić o niczym, co z Chmielewską?
„Lesio” nie jest ikoną prostego języka…
Szołochow też namiętnie wodę lał w opisach, ale jaki nastrój budował…
Tak, ale oni tworzyli w zupełnie innej, przedinternetowej rzeczywistości.
Inna sprawa, że naprawdę fajne lanie wody – też jest sztuką 😉
Nasza rzeczywistość niezbyt się różni od tej „przedinternetowej”. Są ludzie szukający informacji i tu jak najbardziej wskazana jest prostota, ale są i tacy, którzy poszukują innych wrażeń.
Nie wyobrażam sobie opowiadania bez barwnych opisów i wielopoziomowych epitetów. Szukam wpisów emocjonalnych i autorów umiejętnie budujących napięcie i atmosferę.
Może i jestem mamut, ale jak sobie wyobrażę „Lalkę” Prusa napisaną prostym językiem, to wychodzi mi „On ją kochał a ona była dziwką”. U Sienkiewicza z kolei byłoby „Łby urezać. Wszystkie”.
Wolę klasyczne wersje 🙂
Ja to wszystko rozumiem. I wiem, że jest miejsce na każdą formę pisania.
Zresztą, minimalizm nie oznacza skracania dla samego skracania. Tu chodzi o wyrzucenie klasycznego „pieprzenia o niczym”, o pozbycie się fragmentów, które niczego nie wnoszą.
Spektakularny opis, który zbija z nóg – tak, jestem za :))
Jezuuu, wpis tak bardzo dla mnie… 😀
Nie przejmuj się. Ja tam lubię lanie wody 🙂
Uff 🙂
Wczoraj wpadłam na pomysł wycinki biorąc prysznic i wcale nie chciałam wycinać gąszczu na nogach, a stare posty blogowe.
Hej, nie usuwaj ich całkiem z bloga. Google tego nie lubi. Zrób im tylko lekki lifting 🙂
Mam na nie inny pomysł, nie jest ich wiele. A reszta pod skalpel i strzykawkę z botoksem!
George Bernard Shaw wyznał kiedyś, że pisze stojąc na jednej nodze, a potem siada w fotelu i skreśla to co niepotrzebne 🙂
Dobre 🙂 Tylko czy rzeczy napisane z bólem nogi będą dobre?
Zgadza się! Nigdy zresztą nie rozumiałam tzw. „lania wody”. Zbyt duża dosłowność to wyraz braku szacunku dla czytelnika!
Bardzo dobre, trafne spostrzeżenie. Tak, to swego rodzaju brak szacunku.
Całe szkolne życie się zastanawiałam po co tyle tekstu w tych książkach. Zawsze powtarzałam szkolnym kolegom „Potop, ja bym to w 2 stronach zmieściła” 🙂
Potop to generalnie lanie wody 😉
Hanna Krall przy recenzowaniu książek wycina właśnie całe hektary zdań. Jedynie o Mariuszu Szczygle zwykła mówić, że on pisze w punkt 🙂
Co do Mariusza Szczygła – mam dokładnie to samo odczucie.
Ostatnimi czasy sama stosuję metodę kosiarki i po napisaniu postu kasuję (póki co) ostrożnie pojedyncze słowa, ale myślę że dojdę do formy mistrza i polecą całe fragmenty. Wtedy pewnie zostaną mi dwa zdania, ale co tam – trzeba eksperymentować 😀
Czasem jedno-dwa zdania mają większą moc niż całe tomy.
Poszukaj w necie najkrótszych horrorów świata (ciaryyy :))
Zawsze mam ochotę powycinać 😉 Ale jak już powycinam to nagle okazuje się, że w moich tekstach nie ma mnie, tylko jest zupełnie inna Kaśka – taka rzeczowa, bez emocji, bez klimatu… Czasem nie da się zamknąć myśli w jednym zdaniu 😀 Przynajmniej ja nie potrafię 😀
Jeśli to jedna myśl, tylko rozbita na więcej zdań – to nie ma w tym nic złego 🙂
Moja promotorka, gdy pisałam pracę magisterską, kazała mi przy każdym zdaniu postawić sobie pytanie: po co ja to piszę? Obroniłam się na najlepszą możliwą ocenę 🙂
Bardzo bardzo dobra metoda 🙂
Staram się, ale nie wiem czy mi wychodzi 🙂 Spróbuję niedługo napisać coś bardzo krótkiego 🙂
PS. W tekście pod nagłówkiem „Dlaczego less is more” chyba nie powinno być słowa „to” 🙂
Dzięki za informację 🙂 Zaraz poprawię.
A ja się nie zgodzę. Jeśli tekst jest dobry, lubię gdy jest go dużo. Może więc nie tnij zbyt wiele, co? 🙂
To w sumie nie chodzi o długość. Bardziej o to, że tekst jest niepotrzebnie „przegadany”. Takie, za przeproszeniem, pieprzenie o niczym 🙂
I wtedy trzeba go przyciąć, żeby nie przynosił wstydu autorowi 😉
To fakt że czasami zdarza mi się czytać teksty przepełnione wodolejstwem. Pomijam wtedy fragmenty. 🙂
Ja bym powycinał, ale moje nożyczki są trochę tępe. Nie wszystko wytną.
Bier siekiere i sie nie cackaj z tym 🙂
Oj nie wiem, nie wiem. W ogóle nie wiem co z Twoim blogiem zrobić. Staram się pracować nad własnym stylem, a im więcej go czytam, tym częściej bywa, że o mało nie piszę stylem „Maciejowo-Wojtasowym”.
To chyba normalne. Też tak mam 🙂
Generalnie chyba faceci piszą podobnie, mają podobny sposób patrzenia na świat itp. [zauważam taką prawidłowość]
Dlatego faceci lubią czytać facetów.
Dokładnie tak. Szczególnie w czasach, kiedy ludziom nie chce się czytać i tylko ślizgają się po tekście.
Ja też czytam w większosci męskie blogi, chyba zacznę tworzyć pod pseudonimem 😀
Hehe 🙂 Miałem kiedyś pomysł, żeby napisać harlequina i wysłać do wydawcy pod kobiecym nazwiskiem :))
Ogólnie zauważyłam, że jesteś bardzo pomysłowy : )
Niestety tak 😉
A w takich dwóch słowach „kurwa mać”, może opisać całe życie człowieka! 🙂 A takiemu Proustowi zajęło to jakieś 8 tysięcy stron rękopisów 🙂
Życie może nie, ale trudne początki – jak najbardziej 🙂
Można, a jakże 🙂 Tylko pytanie: co to za życie? 🙂
To mądrze pomilczmy sobie razem 😛
Na starość zrobię taki wpis bez słów 🙂
[żeby czytelnicy rozkminiali „co autor miał na myśli” :)))
Pamiętaj tylko obrazki widoczne bez okularów wkleić 😉
Też jestem tego zdania. Dlatego, panie ogrodniku, wyrastasz na mojego ulubionego blogera. 🙂 Na drugim miejscu mam Tomka Tomczyka, a na trzecim Jacka Międlara 🙂 Trochę męskie grono 🙂
O kurde 🙂 Dzięki! 🙂
Jeśli to cię pocieszy, to ja też czytam głównie blogi pisane przez facetów.