Co stanie się z moim profilem na Facebooku, kiedy umrę?
Zastanawialiście się kiedykolwiek, co się stanie ze wszystkim śladami waszej obecności w internecie, kiedy umrzecie?
W moim przypadku będzie pewnie tak:
Dzień 1 (dzień mojej śmierci)
Jeśli byłem sławny, to w social mediach pojawią się objawy mniej lub bardziej szczerego żalu. Przybiorą one postać smutnych emotikonek albo zniczy zbudowanych z kwadratowych nawiasów.
Jeśli będę miał szczęście i nic ważnego się wówczas nie wydarzy, liczba lajków pod wirtualną klepsydrą może być nawet kilkucyfrowa.
Jeśli będę miał pecha, informacja o moim odejściu zostanie błyskawicznie przykryta przez news o rozstaniu Brada i Angeliny.
Dzień 2 (po śmierci)
Facebook: skrzynka privów powoli wypełnia się wiadomościami „nie cierpiącymi zwłoki”. W moim położeniu taka fraza nabiera nowych znaczeń.
Cały czas napływają powiadomienia o tym, że X skomentował kogoś tam, M zareagował na coś szczerym śmiechem, a znajomy znajomego znajomego zmienił status na „w związku”.
Grunt to trzymać rękę na pulsie.
Dzień 3
Facebook: nadal spływają zaproszenia do grona znajomych. Sorry, nie tym razem. Jestem zawalony. Nie, nie robotą. Zwałami ziemi.
W dodatku mam już nowych przyjaciół. Co prawda to małe robaczki, ale przynajmniej czują do mnie miętę i nie ukrywają tego.
Pojawiają się powiadomienia, że Q i R mnie od teraz obserwują.
Ostro…
Dzień 4
Skrzynka mailowa pęka od nadmiaru spamu.
Znowu wygrałem wczasy na Malediwach. I darmową dostawę viagry. Rychło w czas. Przecież jestem copywriterem w stanie (wiecznego) spoczynku.
W dodatku kolejna nigeryjska księżniczka oferuje mi rzeczy, od których za życia bym się pewnie zarumienił.
Dzień 5
Bankowe konto internetowe: dochodzą zaległe przelewy. Szkoda, że wszystkie hasła dostępowe zabrałem ze sobą do grobu.
Dzień 6
Skrzynka mailowa: przychodzą propozycje współpracy. Plus pytania, czy miałbym czas wziąć nowe zlecenie. Gdybym mógł, odpisałbym, że czasu mam aż za dużo.
Sęk w tym, że pod ziemią zasięg jest tragiczny, mulasto-gliniasty.
Rok później
Wygasa domena maciejwojtas.pl, chwilę potem kończy się umowa na hosting.
Strona wisi jeszcze parę dni.
14 miesięcy później
Chodzą słuchy, że Google przezornie skopiowało moją stronę. To zaszczyt.
Pośmiertny, ale zaszczyt.
Dwa lata później
Strona chyba przepadła na wieki.
Cała nadzieja w Amerykanach z archive.org. Chłopaki archiwizują wszystko, co choć trochę przypomina stronę internetową.
Trzy lata później
Nowe pokolenie copywriterów nie ma litości dla praw autorskich.
Ktoś wygrzebuje z internetowego śmietnika moje teksty i publikuje je jako swoje. Z miejsca dostaje angaż w najlepszej agencji reklamowej. Dwa tygodnie później wylatuje z niej z hukiem.
Przypadek? 😉
33 komentarze
Dzień 3. Bez przesady, tego dnia będzie pewnie jeszcze w lodówce albo w kolejce do pieca a nie pod zwałami ziemi 🙂
W sumie – jest taka możliwość 🙂
Uśmiechnęłam się, czytając. 🙂 Niemniej jednak, trochę to przerażające i smutne jednocześnie. Chyba bym nie chciała pozostać takim profilem-widmo.
Jeszcze 15 lat temu ludzie nie mieli takich problemów…
To ja dopiszę historię alternatywną.
30 DNI PÓŻNIEJ
Bank wysyła pierwsze ponaglenie w sprawie spłaty raty kredytu na trumnę, w której się rozkładasz
2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Kolejny monit, tym razem z natychmiastową egzekucją eksmisji
PLUS/MINUS 10 TYGODNI PÓŹNIEJ
Pojawia się komornik z sądowym nakazem, w ciągu kilku minut zostajesz wyrzucony ze swojego drewka. Stajesz się nieżyjącym bezdomnym.
PLUS/MINUS 10 DO 15 TYGODNI PÓŹNIEJ
Błąkasz się bezradnie w okolicach miejsca pochówku, czym wzbudzasz niemały popłoch w przycmentarnym zakonie damskim sióstr niekarmelitanek obutych.
4 MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Twoją historią zaczynają żyć media. „Fakty” publikują obszerny artykuł na Twój temat, „Życie na gorąco” sesję zdjęciową z Twoim udziałem. Lądujesz w programie Jerrego Springera.
4 i 1/2 MIESIĄCA PÓŹNIEJ
Na Fejsbuku zawiązuje się grupa zbierająca datki i wszelką pomoc.
6 MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Odzew na apel grupy jest ogromny. Poprzez fejsbuka udaje się zebrać gigantyczną kwotę. Dzięki niej, stajesz się właścicielem nowego placyku pod lipą i sosenki w najnowszym modelu z basenem, kortem tenisowym i składanym polem golfowym.
8 MIESIĘCY PÓŹNIEJ
Zaręczasz się z najbardziej odjazdową dupeńką na cmentarzu, a miesiąc później pobieracie się.
ROK PÓŹNIEJ
Rodzi wam się gromadka upierdliwych bahorów (ciąża u nieżyjących trwa krócej). Nieżyjecie długo, szczęśliwie i dostatnio.
Cholera, czas zwijać interes. Nadchodzą ludzie z wyobraźnią, która przewyższa moje wyobrażenia 🙂
Dzięki za wyjątkowo kreatywny komentarz 🙂
Dla mnie najpaskudniejszą opcją facebooka jest to, że stworzyli lub mają stworzyć algorytm, który będzie SYMULOWAŁ nasze życie po śmierci. Czyli będziesz pośmiertnie lajkował i udostępniał różne rzeczy u siebie na profilu, bo jakiś tam programik będzie badał co Ci się kiedyś podobało i będzie zgadywał „co byś kliknął”. Ja bym nie chciała oglądać, jak profil bliskiej mi osoby żyje swoim życiem :/
Fakt, paskudne, ale z drugiej strony… (sorry, wszędzie widzę pomysły na scenariusz albo powieść – takie zboczenie zawodowe 😉
Co do pierwszych dni mogę potwierdzić, że tak to wygląda, bo widziałam profil kolegi po jego śmierci. W końcu chyba ktoś zgłosił do Fb, że on nie żyje i usunęli ten profil.
To musi być bardzo dziwne uczucie.
Zabawne, ale prawdopodobnie dokładnie tak to wygląda #smuteczek
Chlip…
Ja myślę, że nie będzie żadnych kwadratowych zniczy – chyba że wybierasz się na tamtą stronę niedługo. Ale jeśli masz ochotę jeszcze pożyć, to poziom „zniczowania” na pewno się zmieni ;).
Nie, nie wybieram się 🙂 Chciałbym jeszcze trochę namieszać w blogosferze 😉
Haha :-)) A ja weszłam tu z nastawieniem: Dam MWojtasowi gotową radę, bo wiem co się dzieje! Profil jakimś cudem znika (tak było z profilem zmarłego znajomego) – być może na reakcję rodziny. W każdym razie 2 moich znajomych zmarło i po krótkim czasie (jeden krótkim drugi dłuższym) zniknęły ich profile z FB.
Tylko biedacy mieli ogromnego pecha bo nigdy nie założyli bloga. A to oznacza, że jeśli wiersze pisywali lub wymyślili coś przełomowego- oćby do szuflady, to po latach zarobi. Ich rodzina lub wydawca (to drugie bardziej możliwe- nie wiedzieć czemu [pozornie] po śmierci autora jakoś się >publikuje< a wcześniej, gdy płacić trza było, to nie dało rady ;-p
Nigdy nie oceniaj wpisu po tytule :)))
A serio – gdzieś kiedyś czytałem, że wkrótce FB będzie największym wirtualnym cmentarzem na świecie. Po prostu użytkownicy (którzy teraz są w większości młodzi) zaczną zwyczajnie umierać.
Kto wie, może wcześniej jednak umrze Facebook? 😉
Myślę, że wielu wręcz ucieszyłaby ta wiadomość 😉
Myślę, że kilka punktów z tej listy wydarzyłoby się również w moim przypadku. A tak dokładniej – do piątego dnia włącznie 😀 Później słuch by o mnie zaginął i pozostałoby mi jedynie przytulić się do robaczków.
:)))
No i teraz będę się zastanawiać jak to będzie u mnie 😉 Mam nadzieję, że skoro Google wszystko tak skrupulatnie gromadzi, to będzie innym o nas przypominać 😉
A propos gromadzenia informacji przez Google i FB. Warto zobaczyć ten filmik 🙂
https://www.facebook.com/CollegeHumor/videos/10154255992567807/
Niestety nie ma nic za darmo. Jakiś czas temu był na Discovery dokument o tym jak i co o nas gromadzi Google. Wygląda to mniej więcej tak ja na tym filmiku 😉
Zastanawiałam się, zastanawiałam. Dzisiaj w radio ktoś powiedział: jakie to wszystko ulotne – jest i już za chwilę, nie ma; jest i już a chwile nie ma. A nam się tak wydaje, że musimy być ciągle widoczni i ciągle na czasie i ciągle w gotowości. Ha, ha i tak nie przestaniemy, bo nie możemy, ale taka refleksja dobrze od czasu do czasu robi. Ktoś napisał smutne, po prostu prawdziwe.
Oj, to prawda. Nawet to zdanie, które teraz piszę, z każdą kolejną literą przechodzi do historii.
Jak ostatni Twój wpis, który czytałam super napisane, choć nieco smętnie mi się zrobiło jak pomyślałam o śmierci.
Fakt, mocno przyciężkawy temat. Jeśli miałbym wybierać, chciałbym umrzeć ze śmiechu 🙂
z tym zasięgiem, to mogli by coś zrobić 😀
Sam mam taki zasięg 😀
😀 Świetne, choć i smutne po trosze 🙂
Cóż, samo życie… 😉
Cztery lata później.
Podczas nocnej nasiadówy na cmentarzu szkielet leżący dwa rzędy dalej bierze Cię na stronę. „Ty, ziomal”, mówi. „Słyszałem, że miałeś za życia niezły bajer. Wziąłbyś mi coś wymyślił jajcarskiego na płytę, bo rodzina ma ją zmieniać, a ja bym chciał mieć więcej zniczy niż jeden na pięć lat. To co, skrobniesz mi coś? W zamian powiem ci, gdzie leży nieuszkodzona świeżonka”…
Aż tak daleko bym się nie posuwał (nomen omen 😉