Internetowy kurs życia
To będzie wyjątkowo gorzki wpis.
Obserwuję ostatnio ciekawe zjawisko. Jak grzyby po deszczu pojawiają się coraz to nowe internetowe kursy.
Ich autorzy uczą tego, w czym są dobrzy. Albo tego, w czym im się wydaje, że są dobrzy:
- szybkiego czytania
- ładnego pisania
- życia z harmonią
- życia z uwagą
- życia z nadwagą
i tak dalej.
Zacząłem się zastanawiać, czego mógłbym uczyć innych. Pogrzebałem w swoim życiorysie i okazało się, że w pewnych kwestiach miałbym sporo do powiedzenia.
Oto lista moich kursów zainspirowanych przez życie:
1) Kurs dochodzenia do siebie po śmierci dziecka
Czego nauczysz się z kursu?
Jak żyć dalej.
Przykładowa lekcja:
Co robić, kiedy w zupełnie nieoczekiwanych momentach dopada cię niewyobrażalna tęsknota za utraconym dzieckiem, która ściska cię za gardło i sprawia, że co chwilę musisz udawać, że coś ci wpadło do oka.
2) Kurs życia w niechcianej samotności
Czego nauczysz się z kursu?
Jak sprawiać wrażenie, że wszystko jest ok, chociaż jest dokładnie odwrotnie.
Przykładowa lekcja:
Jak pogodzić się z tym, że masz przed sobą całe życie i najprawdopodobniej spędzisz je sam ze sobą.
3) Kurs wielomiesięcznego życia bez pracy
Czego nauczysz się z kursu?
Jak dotrzeć na ostatni, najgłębszy poziom finansowego dna.
Przykładowa lekcja:
Co robić, kiedy zaczynasz zazdrościć śmieciarzom regularnie wypłacanych pensji.
4) Kurs poddawania się bez walki
Czego nauczysz się z kursu?
Prawdopodobnie niczego. Nie dotrwasz do końca.
Przykładowa lekcja:
Skąd wziąć materiał i jak uszyć białą flagę.
5) Kurs zaprzepaszczania szans
Czego nauczysz się z kursu?
Jak bez mrugnięcia okiem wysyłać na drzewo ludzi, którzy przychodzą do ciebie z kosmicznymi propozycjami współpracy.
Przykładowa lekcja:
Pisanie odmownego maila.
A kurs kreatywnego pisania?
Dostaję maile z pytaniem, czy nie chciałbym zrobić takiego kursu. Odpowiedź jest prosta: nie, przynajmniej na razie. Powody są dwa:
- po pierwsze – za mało jeszcze umiem, żeby zacząć uczyć innych
- po drugie – nie wiem, jak przekazać to, co siedzi w mojej głowie
PS. Na szczęście (dzięki Bogu!) wszystkie wymienione sytuacje należą do przeszłości. To zamknięty rozdział.
63 komentarze
Fajny jesteś. Takie ciepełko mam jak czytałam ten wpis. I poprzedni. Ale nie opublikowałam komentarza, choć go napisałam.
Ale ciepełko? :))
Przecież to smutny wpis 😉
Dobrze, że trafiłam na Twój wpis, bo teraz już wiem, że już więcej nie kupię żadnego kursu (przynajmniej na razie, bo osiągnęłam finansowe dno , 😉 ) no i co najważniejsze – nie zrobię żadnego kursu, choć mam też swoją listę. Ps. A nad swoim kursem kreatywnego pisania to się zastanów. Mógłbyś też na przykład pomagać innym pisać swoje BIO, bo wyciągasz z nich to, co mają najlepszego. Dobrego dnia 🙂
Mówisz, że mógłbym zawodowo przesłuchiwać ludzi? :)))
A czy już tego nie robisz? 😉
Wiesz w czym jestem dobra? W słuchaniu i analizowaniu czyjegoś życia, patrząc z innej perspektywy niż wszyscy. Dlatego byłabym świetnym psychologiem. Moje znajome przychodzą jak mają problem. Podaje im rozwiązanie, inny punkt widzenia na sytuację. Lubię to bo czuję że mogę komuś w jakiś sposób pomóc. Minęłam się z powołaniem dawno temu i do tego świadomie nie słuchając siebie albo wręcz wątpiąc w swoje powołanie myśląc, że nie jestem dostatecznie dobra lub przygotowana. I wiem, że moja przyszłość również mogłaby być inna. I wszechobecne kursy, które są na topie. Ach, gdyby człowiek wiedział. Ale nigdy nie wie. Nie żałuję niczego, bo uważam, że mnie uksztaltowało odpowiednio do mojego charakteru i twardej dupy, która zniesie wszystko. Inny człowiek mógłby się załamać. Więc ta rola chyba była mi konkretnie z góry przypisana.
Nawet nie wiesz jak rzadka (i cenna) umiejętność.
Oczywiście, że przykre… Ale nie był to kij w mrowisko przez przypadek? W końcu grupa na fb o tym jak pisać sama nie powstała…
Druga rzecz, która mi się nasuwa, to dość klasyczne podejście, które cechuje większość perfekcjonistów (sama jestem tu winna, dlatego mogę tak mówić ;)) – za mało jeszcze umiem, żeby nauczać. Jednak to jest perspektywa Ja. A perspektywa Oni, czyli ludzie którzy być może coś by z takiego kursu wynieśli?
I na koniec – uważam, że kursów internetowych jest tak wiele, że ciężko znaleźć coś naprawdę wartościowego i ciężko już to zweryfikować i coraz mniejszy sens widzę tworzenia kolejnych, bo tylko zwiększamy entropię, a już nie dodajemy żadnej wartości. Drażnią mnie też ludzie, którzy z każdej czyjejś umiejętności chcą zrobić kurs (Ty umiesz – ja nie, znaczy na pewno będzie mnóstwo osób, które chcą się nauczyć), pomijając już podejście „naucz mnie, ja sobie siądę przy ekranie i wszystko będę wiedzieć co Ty wypracowywałeś latami, bo to przecież proste musi być”. No ale…takie czasy. 😉
Jeśli pojawiają się takie kursy to pewnie jest na nie potrzeba. A jeśli kurs okaże się kiepski, to rynek to bardzo szybko zweryfikuje – zwłaszcza przy wirusowym rozprzestrzenianiu się informacji przez social media.
Mnie zadziwia tylko fakt, że ludzie płacą kasę za kursy zawierające wiedzę, która jest podana za darmo na blogu autora kursu. Tak jakby samo słowo kurs miało sprawić że posiądą tajemną wiedzę, będą już tylko mądrzy i dzięki temu odmienią swoje życie. A potem wykupują kurs i nic z nim nie robią.
Tak sobie myślę, jaki ja mogłabym kurs poprowadzić? Może kurs patrzenia na szklankę zapełnioną do połowy jako na tę w połowie pełną? Albo kurs wydobywania pozytywów z czarnej dupy? Eee, chyba nie, przecież ja wciąż się tego uczę. 🙂
Może z tymi kursami, o których piszesz, chodzi o efekt placebo? Siłę sugestii?
Też przerabiałam podobne kursy. Chyba każdy z nas przerabiał, albo nadal to robi…
Tekst naprawdę rąbnął mnie mocno w płat ciemieniowy i rozbudził niechciane obrazy z przeszłości. Przychodzi chłodna refleksja w tematach o których od dawna starałam się nie myśleć. Może to już czas się z nimi zmierzyć i spojrzeć na swoje błędy z perspektywy lat zamiast uciekać myślami jak najdalej.
Dziękuję za ten tekst.
P.S.: Podziwiam Twoją szczerość i odwagę, bo niełatwo jest pisać o przeszłości, szczególnie gdy nie jest lekka.
Długo się wahałem, czy wrzucać to na bloga. Takimi tekstami człowiek wystawia się strzał, jest bezbronny.
Chyba Ci się zapomniało, że popełniłeś dwa darmowe poradniki i rozdajesz je w zamian za subskrypcję newslettera 🙂
Artykuł jest o kursach (to coś innego niż poradniki).
Wierzę, że wszystko w życiu dzieje się po coś, a każde doświadczenie czegoś nas uczy. Niektóre doświadczenia nie powinny jednak mieć miejsca, niektóre wydarzenia nie powinny się wydarzać…
Mam wrażenie, że niedługo będą nam oferować „instrukcję do życia” czyli coś w stylu „jak życ żeby przeżyć z dnia na dzień”. To dobrze, że ludzie chcą się szkolić, podnosić kwalifikacje, ale niech to będą faktycznie jakieś umiejętności, które będą wartością dodaną…
fakt, że teraz są kursy na wszystko i jeśli chce się jakiś zrobic to trzeba naprawdę porządnie się naszukać, żeby faktycznie kurs miał sens. A wpis… taki gorzko słodki, podoba mi sie ironia i to, że jest tak naprawdę życiowy…
Szkoła życia, ten kurs chyba każdy musi przejść sam …
Życie także podpowiedziało mi wiele pomysłów na takie „kursy”. Patrząc z perspektywy czasu wszystko bardzo mnie ukształtowało, nie chciałabym zmieniać biegu wydarzeń, bo nie byłabym tą samą osobą, którą jestem teraz.
Pozdrawiam!
Ciekawe spostrzeżenie. Często ludzie zapytani o to, co zmieniliby w swoim życiu, gdyby mogli cofnąć czas, odpowiadają, że… nic.
Też parę takich kursów życia przerobiłam. Co najmniej jeden jeszcze trwa. Chciałabym umieć kiedyś powiedzieć o tym tak jak Ty, czyli bez zadęcia, patosu, biadolenia, a jednocześnie tak poruszająco i prawdziwie. Tylko że tego akurat chyba nie da się nauczyć. A jeśli jakiekolwiek kursy mogą tu pomóc, to raczej te, które przyspieszają dojrzewanie (czyli po prostu życie), niż te, które uczą pisać.
Po prostu o takich rzeczach łatwiej pisze się z perspektywy czasu, po latach (niż od razu, na gorąco). Ludzka pamięć „wygładza” wspomnienia, zostawiając w miarę możliwości te dobre okruchy (dlatego na przykład o szkole myślimy ciepło, ale dopiero jakieś 20 lat później 😉
Z pewnością to też ma znaczenie. Ale czuję, że nie tylko o to chodzi.
Zgadzam się z tym. I sama mam dylemat co zrobić, kiedy inni proszą mnie o zrobienie kursu i porad, jak dokonałam tego, czego dokonałam w życiu. Mówię, że zrobię, ale ciągle odwlekam w czasie, ponieważ nie czuję, aby móc uczyć i doradzać innym :/
W takiej sytuacji wygrywają ci, którzy nie mają takich dylematów (skrupułów).
Pomyślę nad tym … Bez skrupułów :/
mam teraz taki moment, że chciałabym coś mądrego napisać, ale wszystkie słowa wydają mi się zbyt infantylne. dla mnie mocny tekst.
Mocny, ale mimo wszystko optymistyczny (kończy się happy endem).
Ja nie potrafię z takich kursów korzystać, ja musze siedzieć przy kimś kto mi naocznie wszystko pokaże 🙂
Dopisz: „Jak zamykać TAKIE rozdziały”- i zapisz mnie od razu!
Nie wiem. To wszystko zakrawa na jakiś cud. A skoro cud, to chyba znam sprawcę 🙂
Maciek- Ty nie zwalaj na Niego, tylko wez to marketingowo opchnij- to przecież Twój konik 😉
Dobry tekst, jak zwykle z resztą. Ja bym mogła stworzyć kurs pod tytułem „Jak w prosty sposób zniechęcić do siebie ludzi” oraz „Szybki tutorial sprawiania przykrości najbliższym”. Trzymaj sie cieplutko!
„Jak w prosty sposób zniechęcić do siebie ludzi” – był chyba nawet film o bardzo podobnym tytule 🙂
Kto się na te wszystkie kursy rzuca ?
Jako osoba, która siedem lat czekała na swoje dziecko, żegnając wcześniej jego niedoszłe jeszcze nienazwane rodzeństwo, nawet nie chcę sobie wyobrażać przez co przeszedłeś. Za to miesiące bez pracy pamiętam doskonale…A co do kursów – poczułam się wywołana do tablicy – choć nie sprzedaję ( przynajmniej jeszcze) kursów online – to jednak trochę różnych kursów i szkoleń w życiu poprowadziłam i przetestowałam wiele praktyk na sobie, więc być może uzurpuję sobie prawo, by kogoś czegoś uczyć 🙂 A do Ciebie mam pytanie: Ile musiałbyś umieć, żeby zacząć uczyć innych?
Musiałbym mieć jakieś realne sukcesy na koncie (książka, może jakaś nagroda branżowa itp. rzeczy, które przemawiają do klientów).
A co robisz w kierunku książki? W jakich konkursach bierzesz udział?
Książka się już pisze 🙂 Konkursy na razie odstawiłem 🙂
Uwielbiam tu zaglądać. I wiesz, chętnie przeszłabym taki kurs Twojego autorstwa, bo na Twoim blogu dowiaduję się o copy więcej niż na studiach o specjalności copywriterskiej (sic!). Masz rację, ludzie dziś chcą uczyć innych, a wypada to wręcz komicznie. Najchętniej, oczywiście, uczą tego, do czego nie trzeba się przygotowywać i wystarczy tylko trochę pofilozofować. :p
Nawet nie wiedziałem, że są takie studia, serio 🙂
Żeby było śmieszniej, praktycznie cały mój copywriting opiera się na intuicji i obserwacji.
Teorię znam, ale nic sobie z niej nie robię 🙂
Aż szkoda, że ignoranci zawsze pierwsi rwą się do udzielania porad, a takie osoby jak Ty – które mają naprawdę dużo do powiedzenia – są tak pełne wątpliwości. Wierzę, że kiedyś zrobisz jakiś kurs lub napiszesz poradnik – ustawię się pierwsza w kolejce. 😉
Jedna osoba kolejki nie czyni 😉
Ale dwie już tak – I’m in 🙂
A to już zmienia postać rzeczy 🙂
Facebook i blogi są takim miejscem, gdzie wachlarz emocji jest zwykle ograniczony do tych pozytywnych, ewentualnie uprawia się tam subtelną formę agresji jaką są ironia i sarkazm. Dziękuję za ten poruszający post.
Takich tekstów pewnie byłoby w sieci więcej, gdyby nie to, że pisząc w ten sposób, autor zawsze wystawia się na strzał. I wszystko co powie, (być może) zostanie wykorzystane przeciwko niemu. O wiele łatwiej okryć się płaszczykiem ironii.
Lubię Twoje wpisy, które pokazują tą poważniejszą stronę Ciebie. Są tak autentyczne, że aż mam ochotę powiedzieć: „Witaj w klubie” 🙂
A co do przekazywania wiedzy – to pewnie kwestia czasu, ale nie ma sensu robić czegoś do czego nie czujesz się gotowy. Na wszystko jest odpowiedni czas.. 🙂
Rzadko je piszę, bo o wiele łatwiej jest mi „śmieszkować” 😉
Są takie momenty życia, których człowiek nie chce i nie powinien pamiętać. Ba, nie powinien ich nawet przeżywać. A to jednak one kształtują nasza osobowość i dają nam tyle, ile nie nauczymy się z żadnego kursu. Uczą nas pokory, dystansu i podnoszenia się z kolan. Trzymaj się!
Sto procent racji co do kształtowania osobowości.
Trzymam się, jest dobrze (a nawet bardzo:))
I najśmieszniejsze, ze Ci od kursów z dupy – tak naprawdę gówno wiedzą o życiu.
To teraz mam ochote Cię zaadaptować. Nakrywam Cię wirtualnym kocykiem i podaje ulubione piwko. Jesli masz w sobie żeński pierwiastek to mam też gorącą czekoladę i pretty woman na dvd.
Teraz już nie trzeba (ale dziękuję 🙂 Wyszedłem na prostą, odkułem się na wszystkich polach 😉
Ale wiesz, że numer 3 to wcale nie jest taki głupi pomysł? 😉
W każdym razie dobrze, że wszystkie te wydarzenia masz już za sobą.
W stylu „internetowy kurs dla tych, którym lada dzień odetną internet”? :))
Hyhy, gdyby wszyscy wiedzieli, że przez internet naprawdę można zarabiać pieniądze i to nie na klikaniu i oglądaniu reklam… Niestety ciągle jeszcze ludzie myślą, że można w cudowny sposób zarobić 500 zł czy 1000 zł bez umiejętności w kilka godzin.
A to prawda 🙂
Bardzo mi przykro z powodu dziecka. Nawet nie wiesz jak bardzo. Współczuję.
Silny facet z Ciebie, szacunek ogromny, naprawdę 🙂
Co do zakończenia: „po pierwsze – za mało jeszcze umiem, żeby zacząć uczyć innych” – wiesz, że ja też? 😉
PS. i chyba nigdy nie stwierdzę „tak, już umiem wystarczająco dużo” 🙂
Bo przekazywanie innym swoich umiejętności jest sztuką.
Zawsze przychodzi mi tu na myśl casus Kazimierza Górskiego i Zbigniewa Bońka.
Pierwszy był koszmarnym piłkarzem, ale genialnym trenerem.
Drugi – dokładnie odwrotnie.
Gorzkie, ale prawdziwe. Nawet nie chcę robić własnej listy, bo dopiero co się pozbierałam. Przykro mi, że tyle przeszedłeś, tym bardziej podziwiam Cię za to, kim i jaki jesteś.
Mnie dobija już to, że wszędzie trąbią, aby dawać innym coś od/z siebie. Że trzeba czytelnikom dawać wartość dodatnią za to, że w ogóle z nami są, a to darmowe ebooki, a to zorganizować szkolenie. Już nie można być sobą dla siebie samego, trzeba dzielić się kawałkiem siebie z innymi. Nie można po prostu być.
Nie neguję szkoleń, które naprawdę czegoś uczą, ale śmieszą mnie kursy blogerek z pisania, które myślą, że mogą uczyć innych, bo w życiu napisały X tekstów; tak samo jak śmieszą mnie dziewczyny, które schudły i teraz chcą odchudzać innych. Okej, praktyka, ale każdy teraz może być samozwańczym trenerem życia. Popaprało się to wszystko.
Dobry komentarz. Zwłaszcza ten tekst o „samozwańczych trenerach życia”. Sama prawda.