Jak Pan Prosiak zachłysnął się minimalizmem, hygge i zero waste
Po latach spędzonych w wielkim świecie Pan Prosiak wrócił w końcu do domu.
Jego las wydał mu się teraz boleśnie prowincjonalny.
I jeszcze bardziej tekturowy w smaku.
Pan Prosiak i hygge
Pan Prosiak, który podczas zagranicznych wojaży zachłysnął się obcymi trendami, postanowił urządzić przyjęcie powitalne na swoją cześć.
Nie wszystko jednak na tej imprezie szło zgodnie z planem:
– Panie Prosiaku, dlaczego zapaliłeś tyle świeczek? Czy ktoś tu umarł? – zapytał szczerze zdziwiony Pan Lampart.
– Tu naprawdę nie ma czym oddychać… – westchnął astmatycznie Pan Leniwiec.
– Ignoranci… – syknął w myślach Pan Prosiak – Nie dorośli jeszcze do cieszenia się z drobnych przyjemności w gronie przyjaciół.
W pewnym momencie zaczął powoli i precyzyjnie rozkładać naczynia na stole. Bardzo bardzo powoli. Zniecierpliwienie gości pęczniało z kwadransa na kwadrans.
Wreszcie Pani Sowa nie wytrzymała:
– To reumatyzm?
– Nie, a dlaczego pytasz?
– Czasami bóle stawów uniemożliwiają normalne funkcjonowanie, wiem coś o tym – Pani Sowa próbowała owinąć swoje poirytowanie w bawełnę.
– Nie, to nie reumatyzm.
– Kamień z serca…
– To slow life.
Pan Prosiak i minimalizm
Wreszcie, po dwóch godzinach Pan Prosiak poprosił wszystkich, by zasiedli do obiadu.
Na stół wjechał prawdziwy importowany miodek.
Wydawało się, że teraz przyjęcie ruszy z kopyta.
Pan Niedźwiedź miał jednak co do tego spore wątpliwości:
– A dlaczego na każdym talerzu jest tylko taka mała, tycia-tyciuteńka kropeleńka miodeczku?
– Bo less is more.
– Aha. Chyba nie rozumiem.
– To znaczy, że mniej znaczy więcej.
– Aha. Czyli mam rozumieć, że im mniej miodku wkładam sobie do pyszczka, tym zjadam go więcej?
– W rzeczy samej.
– Aha. Czyli gdybym zupełnie przestał jeść miód, to pękłbym z przejedzenia?
– Teoretycznie tak.
Mały rozumek Pana Niedźwiedzia najwyraźniej nie był jeszcze gotowy na takie kuchenne rewolucje.
Pan Prosiak i globalne ocieplenie
Po daniu głównym przyszedł czas na podwieczorek: herbatę i ciastko.
Z racji tego, że Pan Prosiak powrócił do lasu dość poważnie spłukany, musiano obejść się bez łakoci.
W powietrzu tańczył wesoło aromat herbaty earl grey, a bursztynowy napar delikatnie muskał kubki smakowe uczestników przyjęcia.
– Otóż lord Charles Grey – Pan Prosiak postanowił wziąć na siebie syzyfowy ciężar edukowania swoich przyjaciół – wpadł kiedyś na pomysł, by wzmocnić zapach herbacianych listków olejkiem wytłaczanym ze skórki pomarańczy zwanej popularnie bergamotką.
– Panie Pro… ta herbata jest jakaś taka… – Pan Lampart nie zdążył niestety dokończyć zdania, ponieważ jego rozbrykany układ nerwowy został sparaliżowany przez podstępną neurotoksynę.
– Prawdą jest to, co mówią: walka z nadmierną emisją dwutlenku węgla wymaga ofiar… – cicho westchnął Pan Prosiak, roniąc maleńką łzę.
Pan Prosiak i…
Świt z niemałym trudem przebijał się przez gęste listowie lasu.
Pan Prosiak wziął i po raz ostatni spojrzał na swoich martwych przyjaciół.
A potem pozjadał wszystkie rozumy.
I to było zero waste.
Epilog
Parę dni później przed domem Pana Prosiaka stanęła tablica informująca, że „Projetk walki z globalnym oćepleniem zafundowała Óńja”.
Zaiste, dysortografia jego nie miała granic…
Chcesz czytać więcej inspirujących tekstów?
Zapisz się na mój newsletter:
53 komentarze
Doskonałe! Piszę właśnie artykuł na zlecenie nt. zero waste i to pierwsze, co pojawiło się w mojej wyszukiwarce. Niezłe pozycjonowanie 😉 Gratulacje
Serio aż tak jest wypozycjonowany? :)))
TO. JEST. NAJLEPSZY. PASTISZ. JAKI. W. ŻYCIU. CZYTAŁAM.
Hehehe:)))))
Muminki są lepsze: https://maciejwojtas.pl/muminki/
Albo Dzieci z Bullerbyn: https://maciejwojtas.pl/bullerbyn/
Bardzo fajny tekst 🙂 aczkolwiek minimalizm nie zakłada mikroskopijnych porcji jedzenia:P ale z hygge chętnie się pośmieję, szczególnie że jest to niezłe zakłamanie, aby o szczęściu uczył w kraj w którym tyle ludzi bierze leki na depresję 🙂
Wiem, zero waste też nie polega na „zjadaniu innym rozumów” 🙂
Co do hygge – masz całkowitą rację, piękny paradoks :))
Odkąd pamiętam byłem systematyczny i miałem duże zamiłowanie do
porządku. Przywiązywałem wagę do czystość mojego otoczenia i
eliminowałem z niego rzeczy zbędne. Podchodziłem do życia bardzo
praktycznie. Moje poczynania były zawsze szczegółowo zaplanowane. Zanim
coś zrobiłem to musiałem się wielokrotnie nad tym zastanowić,
przeanalizować, a dopiero później powziąć decyzję. Dążyłem do
osiągnięcia celu w sposób optymalny. Uważam, że minimalizm jest tak
bardzo zakorzeniony w mojej głowie, że czuję, jakby zawsze w niej był… I nagle przyszedł czas opisywania, wszystkich teorii „sposobów na przejście przez życie” a ja zobaczyłem, że to co od zawsze siedzi w mojej głowie i czym się kieruje wpisuje się w dzisiejsze ramy minimalizmu… Chociaż czym głębiej analizuje to zjawisko stwierdzam, że każdy ma swoją definicję tych pojęć. Jak w każdej dziedzinie życia są zwolennicy danych teorii i ich przeciwnicy. A ja lubię czytać różne punkty widzenia, bo najważniejsze to umieć śmiać się z siebie. Pozdrawiam.
Tatuś muminka lepszy ;P
Niech sobie każdy próbuje hygge, slow i czego tam jeszcze chce. Byle tylko rozsądku w tym wszystkim nie zabrakło.
O to to 😉
Ekstrema, skrajności, jak ciężko czasem wypośrodkować, zwłaszcza gdy konkretne przekazy atakują z każdej strony.
Historia kołem się toczy. Trendy zmieniają się naprzemiennie. Tak było, jest i będzie. Wzruszam po prostu ramionami. Nihil novi.
Nic nie jest cię w stanie zaskoczyć? 🙂
Podobało mi się. Będę częściej zaglądać.
Z minimalizmem u mnie ciężka sprawa. Chyba musiałbym się edukować u Prosiaczka. Te inne cuda też dla mnie nieznane. Ciekawe ile Prosiaczek wziąłby za godzinę nauki?
Zapraszam:)
Ja bym z Prosiaczkiem nie wchodził w żadne układy 🙂
Czy przypadkiem Prosiaczek nie załapał gdzieś świńskiej grypy, która to jemu zeżarła rozum? 😉
Nie wiem 🙂 On generalnie zawsze był jakiś dziwny…. 😉
„Prosiaczek i globalne ocieplenie” schwytał mnie za serce :). Ale muszę Ci się przyznać, Macieju, że dla mojego gustu czytelniczego „Tatuś Muminka na drodze gniewu” jak dotąd z tego gatunku Twojego pisarstwa – hasłem niezdetronizowanym :).
Rozumiem 🙂 I dziękuję za ciepły komentarz 🙂
Żeby było śmieszniej – Muminków nigdy nie czytałem, natomiast Puchatka znam na pamięć 🙂
No popatrz :). To mnie zaskoczyłeś, że Muminków nie czytałeś – byłam pewna, że tak :). Wiesz co, chyba może cosik w tym jest, że jak się dokładnie nie wie, to się człowiek jeszcze bardziej niż normalnie stara i wtedy się rodzą perełki :). A jak się człowiek świetnie czuje w jakiejś materii, to jakiejś mikrokropelki zabraknie. Ciekawe dlaczego tak jest? Może znasz mieszkańców Stumilowego Lasu tak świetnie, że mógłbyś się z nich doktoryzować, no a – jak słusznie stwierdził Twój Prosiaczek – less is more ;). I dla jasności mojego przekazu dodam, że ten artykuł też bardzo mi się podoba, jest znakomity, a to, że Muminki ciut bardziej – to już rzecz gustu. No i tego, że kocham też Mad Maxa :).
Co do Mad Maxa – wstyd się przyznać, ale ja chyba też 🙂
A gdzież tam wstyd! Dobra rozrywka, wyśmienita komercja też jest na wagę złota – od samej sztuki wysokiej można by tylko dostać kota. 🙂
Trendy, które powodują, że ludzie wpadają w skrajności, jakby nie można było wszystkiego wypośrodkować, wziąć co najlepsze i naprawdę cieszyć się życiem bez tkwienia w jakiś nienaturalnych ramach. A próbowałeś wymyślić bajkę ze szczęśliwym zakończeniem? 😉 Chwilami mam wrażenie, że czytam łagodniejszą, bajkową wersję Stephena Kinga :D. Nie mówię, że to źle…
Mam wrażenie, że bajka z happy endem (ale takim naprawdę chwytającym za serce i podnoszącym na duchu) – to coś dużo trudniejszego.
Chętnie bym spróbował 😉
Czuję się poskładany, zakłopotany i zaorany. Teraz pójdę otrzeć łzy, a zaraz potem udam się pochwalić Twój geniusz na fejsbuku. To dopiero będzie zero waste 😉
Hehe, dzięki! 🙂
To było naprawdę brutalne:) Ale uśmiałam się! Czasem warto sie zastanowic nad tym co importujemy pod swoje dachy:P
Importujemy nazwy, ale nie wzorce zachowań. Większość z tego była i jest, jedynie zyskała nowe „imię”, które lepiej to sprzedaje.
O, i to jest dopiero trend: opakowywanie oczywistości w nowe sreberka 🙂
Nie wiem dlaczego, ale wszystkie moje bajki źle się kończą :))
Rewelacyjnie ujęta istota skrajności, która niestety często wynika z wyznawania powyższych nurtów.
Dziękuję 😉
Dlaczego osobie „w pewnym wieku” 😉 trudno nieraz odnaleźć się w blogosferze? Nie z powodu technicznych. Dlatego, że… wszystko już było. Pewne zjawiska, filozofie itp. istnieją od zawsze, albo od bardzo dawna. I każde pokolenie musi je odkryć na nowo, nazwać po swojemu, dostosować do rzeczywistości. Zachłysnąć się, jak tytułowy Prosiaczek. A ja sobie czytam i śpiewam: „Ale to już było…”
Ale chyba dobrze wrócić do niektórych 'zjawisk’ nie zważając na to jak się obecnie nazywają:)
Bardzo dobrze! Każdy musi poznać sam, doświadczyć sam, wybrać sam 🙂
Święte słowa 🙂 Nic dodać, nic ująć 🙂
Prosiaczek ODWAŻYŁ SIĘ opuścić 100milowy las? Pachnie fejkiem 😉
Może skusił go pilotażowy program „Emigracja to szansa”? 🙂
Zabawny wpis, ale daje do myślenia. Ja jakoś unikam wszystkich tych trendów, a mam wrażenie, że jest bardzo dużo ludzi, którzy bezmyślnie podążają za wszystkim, co w sieci wypływa.
Można jeszcze dorzucić do tego weganizm, który w wielu przypadkach także jest tylko modą i mamy pełny obraz współczesnego człowieka na czasie 🙂
Oj, weganizmem narobiłbym sobie hejterów 🙂
Piękne 🙂
Dzięki 🙂
[że tak minimalistycznie odpowiem]
Chyba bym Prosiaczka ukatrupiła na miejscu. Slow sroł, hygge sryge – tyle mam do napisania! A może jeszcze chwila – nie cierpię tych MÓD! Rymuje się z MIÓD, więc komentarz, jak najbardziej adekwatny!
Jeśli karma wraca, to dni Prosiaczka są policzone 🙂
Ależ się uśmiałam! Rewelacyjne – pomysł i wykonanie! Podsyłam lubemu, bo pewnie mu się spodoba.
Dzięki 🙂 Mam nadzieję, że mu się spodoba 🙂
Mój najkrótszy komentarz: <3.
Mniej niż trzy, rozumiem.
Wojtas, siadaj, trója 😉
Pokręcona, naprawdę 🙂
To najłagodniejsza wersja. Inne nie przeszły przez cenzurę 😉
Jak zawsze pomysłowo! Prosiaczek jako symbol naszych czasów. Mnie nie interesują wszelkie genialne, odkrywcze teorie w postaci zero waste, slow life, hygge i inne dziwactwa. Mnie interesuje życie, chcę żyć, nie być kolejną wyznawczynią udawania że się żyje.
Mam to samo podejście do życia 🙂