O człowieku, który został ocalony na wiele lat przed urodzeniem
Ta historia wydarzyła się naprawdę.
Kraków, czasy II wojny światowej.
Karol* zaraz wyjdzie z domu. Żegna się z Barbarą i z trójką małych dzieci.
Czasy są takie, że nigdy nie wiadomo, które konkretnie pożegnanie będzie tym ostatnim.
Dlatego dla pewności lepiej zrobić to solidnie. Kobiety po kobiecemu, mężczyźni po męsku, a dzieci…
Cóż, one i tak nie wiedzą, o co w tej całej wojnie chodzi.
***
Karol powie potem, że nie pamięta, dlaczego znalazł się pod ścianą razem z kilkunastoma innymi ludźmi. W tej chwili mężczyzna wie jedno.
Wie, jak skończy się dla niego ten dzień.
Chyba, że uskoczy jakoś przed seriami z karabinów.
Albo uda, że jest martwy i padnie na ziemię tak, by przykryły go inne ciała. Wtedy będzie miał więcej szans na to, że nie dosięgnie go kula z pistoletu, którym Niemcy dobijają niedobitych.
Żeby chociaż był jakiś świadek tego, co się za chwilę stanie. Żeby ktoś zawiadomił Basię. Żeby przekazał jej, że już nie wróci do domu.
Bo najgorsze, co może ją teraz spotkać, to nie jego śmierć.
Najgorsza jest niepewność.
Na razie jednak stoi pod ścianą.
Jeden z Niemców (badawczo) mu się przygląda. Karol nie pasuje do reszty złapanych. Jest od nich wyraźnie wyższy. Ale to nie kwestie estetyki decydują o tym, że Hans wstrzymuje na chwilę egzekucję.
Niemiec każe Karolowi podejść.
A więc to tak…
W sumie słusznie. Szkoda marnować amunicję na strzelanie seriami. Jeden nabój na jedną osobę to całkiem sensowny pomysł.
Okazuje się jednak, że chodzi o coś innego. Chodzi o to, że po tym wszystkim potrzebny będzie ktoś do zasypywania dołów ze zwłokami.
***
Kilka lat po tym zdarzeniu Barbara rodzi kolejne dzieci. Wśród nich Anielę.
Dziewczynka dorasta, staje się kobietą. Epoka Gierka jeszcze trwa, choć to już ostatnie podrygi jego ekipy. Aniela spodziewa się pierwszego dziecka.
Pewnego dnia idzie na kolejną wizytę do ginekologa.
Po badaniu lekarz (badawczo) przygląda się kobiecie i po paru sekundach mówi, że wypisze skierowanie, bo po co to pani, bo przecież jest młoda, wykształcona, ma jeszcze czas na te rzeczy.
***
Czy można uratować życie komuś, kto urodzi się dopiero za kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat?
Gdyby dziadek był niższy, nie byłoby mojej mamy.
A gdyby nie jej miłość – wylądowałbym rozkawałkowany w plastikowym worku na odpady medyczne.
Tak, mam za co dziękować.
*) imiona bohaterów zostały zmienione
31 komentarzy
Wzruszyłam się…
Niesamowita historia… Masz rację, wielu z nas żyje dzięki przypadkowi…i również wielu z nas nie ma na tym świecie…”przez przypadek”…
Tych drugich jest nadspodziewanie dużo…
Więcej, więcej takich historii!!! 🙂 Jak Ty to zrobiłes, że wystarczyło parę akapitów, żeby opowiedzieć tak kapitalną historię? Bo tam jest wszystko. W tej historii 🙂 Jest wojna, są Niemcy, jest przeznaczenie, a może tylko zwykły przypadek… Jest miłość, ale i też podłość, są emocje i wyraziste postaci, chociaż nie ma ani słowa ich opisu 🙂 Ale najbardziej niezwykłe jest to, że ta historia jest… prawdziwa! 🙂
Jak to zrobiłem? Możesz wierzyć lub nie, ale wzorowałem się na Czarnej Skrzynce. Serio.
No to mnie… zatkało!
Życie pisze niezwykłe i często trudne do zrozumienia scenariusze. Splot wydarzeń doprowadza do finału, który ma swój ciąg dalszy w przyszłości.
Twoje historia przywołała wiele opowieści mojej Babci, która będąc 12 letnią dziewczynką trafiła do obozu pracy – to ile tam przeżyła i jak wielki miało to na Nią wpływ, żyje w Jej wspomnieniach, we mnie. Mam nadzieję, że kiedyś będę w stanie przelać to na papier.
Mam mieszane uczucia ; historia ” złego” ginekologa i kochającej mamy – oczywiste jest kto tu dobry, kto zły. Ale historia dziadka uratowanego od zagłady, bo był wyższy i sprawniejszy fizycznie…nie wiem , czujesz wdzięczność względem „szlachetnego Hansa” ? Pytam bez złośliwości tylko z czystej ciekawości..bo sama mam mieszane uczucia..
Dziękuję Bogu, losowi, sile wyższej – nazwij to jak chcesz.
Ja często wysluchuje opowieści mojej babci jak za czasów niemowlęcych była targana przez prababcie przez płonące stodoły i wybuchy granatów. Nie wiem czy wierzyć, babcia ma tendencje do przekolorowywania swoich historii 😀
Jak zwykle dobry tekst Maćku
Dotknąłeś jakiejś mojej struny, która zadrżała po przeczytaniu tego tekstu. Niesamowite jak drobna rzecz, czasem splot wydarzeń potrafi zmienić bieg historii!
„Człowiek jest zdolny do największych poświęceń i do ostatecznego upodlenia”.
Dokładnie tak, ratując jedną osobę możemy ocalić wiele istnień, a raczej sprawić, że w ogóle się pojawią.
http://www.naturalnieandzia.blog.pl
Jak czasami niewiele potrzeba, żeby uratować mimowolnie kilka istnień…
Dokładnie. Ratując jedną osobę – ratuje się wszystkich jego potomków.
A mnie uderzył tu inny aspekt. Dlaczego lekarz- ginekolog chce decydować o czyimś życiu. Zamiast dawać ” dobre rady” powinien świadczyć usługę opieki zdrowotnej adekwatnej do sytuacji. Dziś to częściej w drugą stronę sie dzieje, ale.zasada ta sama.
To jedna z takich historii, po której przeczytaniu nie wiesz nawet, co napisać…
Wow, jestem pod wrażeniem. Nie wiem nawet co napisać …
Wiesz, przeczytałam i jakieś ciarki mnie przeszły, dreszcze wzruszenia i wdzięczności za to, że dzięki czyjejś postawie w przeszłości możemy dzisiaj być.
Dziwny post. Przecież wiadomo, że nasze czyny będą miały wpływ na nasze ewentualne potomstwo. To od nas zależy, czy w ogóle zdecydujemy się na dzieci.
Właśnie wczoraj z okazji święta mam, zastanawiałam się, jak wiele zawdzięczam poprzednim pokoleniom kobiet w rodzinie, niesamowitej ich determinacji pomimo dramatycznych czasów, w jakich przyszło im żyć, naturalnie nie wszystkim miałam szansę podziękować, ale wciąż o nich pamiętam.
Bookendorfina
Oh, cudowny tekst. Więcej wzruszen!
Piękne… Ale za krótkie. 🙂
Wzruszające… Śmieszkujący jesteś wspaniały i rozjaśniasz. Poważny jesteś stokrotnie bardziej emocjonalny i umiesz poruszać nawet najbardziej delikatną i skrytą strunę w człowieku. Tego Ci gratuluję, bo nie wielu ma tak dużą wrażliwość, by umieć nią jeszcze innych obdzielać.
Dzięki za to rozszerzanie wrażliwości 🙂
Najlepsze jest to, że gdyby nie blog, nigdy bym się tego o sobie nie dowiedział…
nic dodać…
Najlepszy Twój tekst, który utwierdził mnie w przekonaniu, że powinieneś spróbować bardziej literackiej drogi.
Są takie teksty kiedy lepiej zadumać się, pomyśleć i nic nie pisać.
Pozdrawiam jak zwykle serdecznie 🙂
Wzruszający, smutny i prawdziwy 🙂
Wyciskający łzy z oczu tekst! Piękny!
Maćku, piękny, chwytający za serce wpis. I takie u Ciebie uwielbiam 🙂