3 prezenty, za które Twoje dziecko będzie Ci dozgonnie wdzięczne
Te 3 rzeczy są warte 1 000 000 razy więcej niż wszystkie zabawki świata razem wzięte.
Są bezcenne.
Pierwszy prezent
Pierwszy jest oczywisty i cholernie drogi.
To Twoja obecność.
To każda chwila, kiedy dziecko może do Ciebie przyjść.
Kiedy wie, że jesteś w jego zasięgu.
Mam wielkie i niezasłużone szczęście, że nie muszę tracić życia w stacjonarnej pracy.
Że mogę być dla rodziny codziennie, o każdej porze na wyciągnięcie ręki.
Odrzucam każdą zawodową propozycję, która mogłaby ten stan rzeczy zburzyć.
Bez względu na liczbę zer.
Drugi prezent
Drugi prezent też wydaje się być oczywisty i jest chyba jeszcze droższy od pierwszego.
To rodzeństwo. Brat, siostra, a z czasem: bracia, siostry.
Wiem, że to trudny temat, zwłaszcza dla jedynaków i jedynaczek.
Zdaję sobie sprawę, że taki „prezent” kosztuje ogromnie dużo wysiłku.
Znam to aż za dobrze z autopsji.
Z drugiej strony, to nie jest tak, że każde kolejne dziecko oznacza wzrost wszelkich kosztów o równe 100 procent.
(Kosztów finansowych, emocjonalnych i wszystkich innych.)
Z każdym kolejnym dzieckiem ten koszt jest niższy, niż Ci się może zdawać.
A szczęście rodziny – o niebo większe!
To wbrew logice, fizyce i matematyce.
Tak działa miłość.
Trzeci prezent
Ostatnim prezentem jest coś, co ze względów formalnych będzie poza zasięgiem części rodziców.
Mam tu na myśli chrzest (ochrzczenie dziecka).
Pewnie teraz myślisz: „oj tam, oj tam, kiedy moje dziecko dorośnie, samo zdecyduje o tym, jaką wiarę chce wyznawać”.
Jeśli tak, to znaczy, że… nie wierzysz w to, w co twierdzisz, że wierzysz.
Ktoś, kto ma świadomość tego, czym jest chrzest i jak niewyobrażalnie bajeczne konsekwencje on powoduje, nie będzie dopuszczał do siebie takich myśli.
Jasne, nie chcę teraz wyjść na kogoś, kto przemawia z ambony.
Dobrze wiem, że wiara to ultrasubtelna i hiperdelikatna sprawa.
Sam miałem, mam i pewnie nie raz będę miał masę wątpliwości, załamań i zniechęceń dotyczących tej sfery.
To naturalna kolej rzeczy. A skoro tak, to istnieją sposoby na to, by sobie z tym poradzić.
Na przykład codzienna modlitwa w tej właśnie intencji.
Oczywiście można do tego dorzucić parę innych praktyk, ale prośba, szept do Boga o wsparcie – to podstawa.
Bóg jest może i nierychliwy (taką ma wśród nas opinię), ale na bank jest dobry i sprawiedliwy.
Warto natrętnie i nachalnie prosić Go o wiarę, nawet jeśli na odpowiedź w sprawie tego „zamówienia” trzeba będzie poczekać wiele lat.